Encyklopedia Bionicle
Advertisement
Encyklopedia Bionicle
Forum: Index Bionicle Historia IV

Hej, poczekajcie na mnie trochę jak mnie nie będzie, dobrze? Bo za parę minut wyjeżdżam -Disholahkwanna talk to meh? 05:49, 30 cze 2009 (UTC)

Do piszących. Mam prośbę. Póki nie trafiacie do wymiarów to nie wpisujcie ich jako rozdziały ok?--Guurahk 00:19, 18 lip 2009 (UTC)

Hej,moge też wystąpić? jako tajemniczy glatorian?

Nie musisz się pytać. Pewnie! Im więcej tym zabawniej!--Guurahk 18:57, wrz 19, 2009 (UTC)

A zrobicie historię V? Bo też wym wystąpił a widzę,że już prawie koniec. :( --Multrak,Dobry Skrall 19:35, wrz 29, 2009 (UTC)

Po primo: Jasne, że zrobimy. Koniec Historii? Jak tak, to się potnę.

Po drugie primo: Prawie koniec? Jeszcze nie zaczęliśmy prawdziwej akcji! -Disholahkwanna talk to meh? 15:24, paź 1, 2009 (UTC)

Ale już wymiary wszystkie zajęte.--Multrak,Dobry Skrall 17:46, paź 1, 2009 (UTC)

Postacie

Gresiu i Kilek oboje możecie - niezalogowany Guurahk.

Gresiu, wszechświat to nie ma być żaden z Bionicle. -Disholahkwanna talk to meh? 10:38, 6 sie 2009 (UTC)

Ale Disio, wiesz... To może być taki alternatywny Bara Magna jak ten co na nim w jedynce rozwaliliśmy Skralle, nie?--Guurahk 16:48, 7 sie 2009 (UTC)

W sumie to masz rację. -Disholahkwanna talk to meh? 17:54, 7 sie 2009 (UTC)

Mogę się włączyc? Użytkownik:DARNOK 2 porozmawiajmy tu są gatki-szmatki

Jasne. -Disholahkwanna talk to meh? 12:17, 12 sie 2009 (UTC)

Dzięki Disio! Użytkownik:DARNOK 2 porozmawiajmy tu są gatki-szmatki

Jeśli podoba się wam Historia, możecie zarejestrować się na moim forum RPG. Oto link: www.bionicle.forumowisko.net . Serdecznie zapraszam, lecz nie namawiam--Guurahk 21:09, 12 sie 2009 (UTC).

Mogę wystąpić?Proszę.Użytkownik:TRYNA

Ops. Zapomniałem. Mam na imię Darnok.Jestem z nowego wymiaru.Alternatywne Bara Magna. Tu Skralle są dobre od czasu kiedy Darnok ze swoimi przyjaciółmi załatwili Tumę.Od tego czasu Darnok jest też nowym władcą Skralli. Jego przyjaciele to Bagdad (dowcipkujący Glatorian Tesary) i Unar (Najlepsza wojowniczka wśród Skralli). Użytkownik:DARNOK 2 pogadajmy tu są gatki-szmatki

A właściwie dlaczego wszyscy pytają Disia o dołączenie. Po primo, nie trzeba się pytać, po secundo, ja jestem założycielem, ale to już mniej ważne. Nie musicie się pytać, więc Tryna ty też możesz -- Jeździec Kardasa i Pan Fikou

Dzięki!TRYNA

Uwaaga, jeszcze wolno tylko 3 wszechświaty wpisać! -Disholahkwanna talk to meh? 12:54, wrz 18, 2009 (UTC)

Znaczy się 4... -Disholahkwanna talk to meh? 12:58, wrz 18, 2009 (UTC)

Aritaka,w |Alternatywnym Bara Magna,tak mi powiedzieli,razem z Greśem--Matuśek,Władca Mieczy

a moge ja???--MOXNUVA 19:21, wrz 19, 2009 (UTC)

Każdy może bez wyjątków :) Skończcie się pytać :D--Guurahk 19:38, wrz 19, 2009 (UTC)

Och TT nie przesadzaj. Nawet ty nie masz takiej mocy by rozwalić Coruscant--Guurahk 14:31, wrz 21, 2009 (UTC).

Masz rację xD Ale Tahu może chyba czasem pogrozić nawet kłamstwem. I weź już przestań z tymi dziadami co łapią Tahu i go więżą. Poza tym musieliby najpierw rozwalić drzwi, a potem gdyby zaczęli strzelać, to Tahu użyłby mocy swojej Hau(wtedy rozcięli mu jego Lego) i nic by mu się nie stało. Żadne strzelanie nie ma na nim skutku, bo przed tym chroni go moc Maski, a nie jego. Moc maski można zawsze używać, jeśli ją nosisz i nie jest uszkodzona. Zablokowali tylko moc ognia Tahu. Shadow teraz raczej rzadko się wydostaje. Obraził się na Tahu xD --T_T, mhroczny rycerz (Rozmówki) 15:06, wrz 21, 2009 (UTC)

Hej a może być normalny wymiar tylko że z moją postacią? trochę głupio z tymi wymiarami za dużo ich Ja np. Chciałbym być w zwykłym wymiarze więc nie rozwale już tumy ale mogę robić coś innego jak dobijając resztki Skralli.--Pohatu290 17:07, wrz 21, 2009 (UTC)

No dobra, dobra. Nie ma przymusu mieć własny wymiar--Guurahk 17:42, wrz 21, 2009 (UTC)

Z tego co wiem to Disholak się zgodził żebym wystąpiłLizard 17:51, wrz 25, 2009 (UTC)

Ile razy mam powtarzać!? Nie pytajcie się Disholaka, ani nikogo innego! Tu można się zapisywać bez pytania! Chcesz to się zapisz, a nie pisz do Disia!--Guurahk 06:22, wrz 28, 2009 (UTC)

Wymiary

  • TRYNA-Wszechświat rajskich wysp.
  • Kilek321-Wrzechświat WTP(co?nie miałem pomysłu)

Prolog

Podczas bitwy o Shakuras, zginął Guurahk. Jednak zanim wydał ostatnie tchnienie, przekazał swojemu przyjacielowi, Kaltowi, 13 kul, które otrzymał od istoty zwanej Arceus. Disholahk użył kul by zniszczyć Czerwoną Gwiazdę. Kule jednak nie zostały zniszczone. Zostały rozrzucone po wymiarach, a każda z nich zawierała część Guurahka. Jeżeli przyjaciołom zależy na Guurahku, będą musieli przebyć wszystkie wymiary, spotkać się z Arceusem i przy pomocy Kxaron wskrzesić Guurahka. Problem z tym, że wszyscy są w innych wymiarach, więc muszą się połączyć.


Światy

Heroes III

Kalt siedział na kamieniu rozmyślając o dalej z Guurahkiem. Nadal nie potrafił pogodzić się z jego śmiercią. Tak spokojnie Guurahk powiedział, żeby mu dać umrzeć. Czyżby sądził, że to jego czas? Kalt nie wiedział tego. Siedział w mieście Lochów, gdzie nada tkwi otwarty przez Rahkshi portal do Śródziemia. Między tymi dwoma światami trwa sojusz i handel.

- Od jego śmierci minął już rok. Powinienem się z tym pogodzić. Co to były jednak za kule i o jakim głosie mówił Guurahk? Nic z tego nie rozumiem - rozmyślał żywiołak. - Ech, powinienem odpocząć - westchnął Kalt i przeszedł przez portal. Trafił do Shire i świętował tam razem z hobbitami, choć nadal był przygnębiony. Pamiętał dobrze jak Guurahk ocalił ten świat. Wziął porządny łyk piwa i od razu nastrój mu się poprawił. Zaczął tańczyć wraz z hobbitami na stole, zrzucając z niego wszystko co stawało na drodze. Wziął jednemu z hobbitów fajkę i zaczął tańczyć z fajką w ustach.

Nagle na niebie pojawiła się ognista smuga. Leciała wprost do...... Góry Przeznaczenia. Guurahk zniszczył Saurona, lecz pierścień nadal istniał. Wyłonił się niegdyś z lawy i został wzięty przez Lurtza, nowego pana Mordoru. Choć już nie tak niszczycielski, nadal zawierał inskrypcje. Guurahk, Kalt i Lurtz byli ze sobą w dobrych stosunkach. Żywiołak wody natychmiast wskoczył na najbliższego kucyka i zaszarżował w kierunku Mordoru, aby zdobyć to, co spadło z nieba. Po trzech dniach jazdy trafił w końcu na miejsce. Uruk - hai przyjęli go bardzo gościnnie. Kalt wkroczył do komnaty Lurtza.

- Witaj przyjacielu - powiedział gościnnie Lurtz - co cię tu sprowadza?

- Niestety śmierć towarzyszu - odparł smutno Kalt.

- Śmierć? Czyja? - dopytywał się uruk.

- Pamiętasz? Zaledwie rok temu odbyła się bitwa Shakuras. Podczas niej zginął Guurahk, nasz przyjaciel. Trzy dni temu spadło tu coś i mam nadzieję, że ma związek z Guurahkiem - wyjaśnił przyjaciel.

- Faktycznie, spadła tu trzy dni temu jakaś kula, ale nie wiem do czego służy - to mówiąc Lurtz pogrzebał w schowku obok tronu i wyciągnął małą kuleczkę. Podał ją Kaltowi.

Zywiołak obejrzał kulę.

- To jedna z kul, które dał mi Guurahk, kiedy umierał. Nie wiem tylko jak ich używać. Jedynie Guurahk wiedział, ponieważ rozmawiał telepatycznie z Arceusem, a sam nigdy ich nie użył. A do czego służy...... - Kalt przycisnął guzik pośrodku kuli. Ta powiększyła się i otworzyła. Z kuli wyleciał strumień światła, który przybrał kształt ptaka. Po chwili zamiast światła, unosił się feniks. Ryknął głośno (jak wielki ptak np. kondor) i strumieniem ognia wypalił dziurę w suficie. Wyleciał przez niego. Na ziemi została tylko mała tabliczka z dziwnym napisem.

- Moltres. Co to może znaczyć Lurtz? - zastanawiał się Kalt.

- Nie wiem i chyba nigdy się nie dowiemy - odpowiedział uruk.

Wtedy Kalt otworzył kulę, która wysłała czerwony strumień światła, ale on zaraz zniknął.

- Pewnie ten strumień musi dotknąć tej istoty by ją wciągnąć - wymyślił Kalt. - Zwołaj najlepszych łuczników - Kalt uśmiechnął się groźnie - zaczynamy polowanie...

Tahu wypadł z portalu. Był w jakimś dziwnym wszechświecie.(Uwaga! Tahu trafił do Wszechświata Heroes)

- No nie! Iruini znowu mnie wysłał nie tu gdzie trzeba! - krzyknął Toa.

Wtedy z ziemi wyskoczyło kilkanaście zgarbionych postaci z dzidami. Za nimi na koniu siedział Minotaur.

- Kim jesteś? - warknął Czarnoksiężnik.

- Jestem Tahu i pochodzę z innego wymiaru. Teraz ty się przedstaw - powiedział Toa Ognia.

- Jestem Deemer, Czarnoksiężnik z miasta Shade. To dziw, że pochodzisz z innego wymiaru, i to nie ze Śródziemia. Wiem, bo nie ma tam takich istot. Nie zostaniesz potraktowany jak wróg, jeżeli oddasz broń i pójdziesz za nami. Jeśli będziesz chciał, to moje miasto pomoże ci pójść tam gdzie chcesz. Oczywiście za pewną opłatą - powiedział Minotaur.

- Dobrze. Zgadzam się - powiedział i oddał swój miecz jednej ze zgarbionych postaci.

Razem odeszli na wschód, do Miasta Shade.

Tymczasem, w pałacu Lurtza, obok Kalta i Lurtza stali: Gelu, dowódca Leśnej Straży, Adunaphel i Khamul, Nazgule - łucznicy oraz Faramir. Kalt przesunął rękę nad łukami wszystkich. Zaczęły się nagle jarzyć na złoto, lecz zaraz przestały.

- Tego nauczył mnie Monere. Dzięki temu będziecie strzelać strzałami mocy, które nie zabijają, lecz obezwładniają, a teraz naprzód Łowcy Feniksa.

Sześciu łuczników wybiegło z pałacu. Khamul, jako że był Haradrimem za życia, potrafił bardzo daleko widzieć. Nie zauważył co prawda Moltresa, lecz zauważył smugę ognia nad Górę Przeznaczenia. Natychmiast powiadomił resztę o odkryciu i wszyscy pobiegli tam. Zauważyli Moltresa siedzącego na zboczu krateru. Raz po raz ział strumieniami ognia. Gelu nacelował i strzelił Moltresa prosto w głowę. Ptak poderwał się do lotu i zionął ogniem na Nazgule. Te zrobiły unik, a Lurtz strzelił ptaka w pierś. Nagle jednak ptak machnął skrzydłem i poparzył Lurtza w rękę. Pierścień rozgrzany spadł z ręki. Adunaphel i Khamul usłyszeli głos Saurona.

- Ash nazg durbatulûk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulûk agh burzum-ishi krimpatul, Ash nazg durbatulûk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulûk agh burzum-ishi krimpatul

Oboje chwycili się za głowy i upadli na kolana. Pierścień kazał im przywrócić Saurona lecz ci z tym walczyli. Niestety Khamul był szczególnie wyczulony na obecność pierścienia. Kalt starał się pomóc Nazgulom lecz nie dawał rady. Oboje cierpieli starając zachować się wolną wolę. Nagle cała szóstka usłyszała piski. To pozostałe Nazgule, które nie miały tyle siły by się oprzeć woli Saurona.

- Co słyszysz przyjacielu? Co cię gnębi? - pytał Kalt.

Khamul i Adunaphel przemówili dziwnym głosem. Głosem umarłego.

- Ash nazg durbatulûk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulûk agh burzum-ishi krimpatul. Jeden, by wszystkimi rządzić, Jeden, by wszystkie odnaleźć, Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać.

- Pierścień... - Kalt podniósł pierścień z ziemi i pobiegł do Góry - pozbądźcie się Nazguli na bestiach! - krzyknął żywiołak. Lurtz zastrzelił dwie bestie, Faramir jedną, a Gelu też dwie. Reszta Nazguli poleciała wprost na łuczników. Dwie z bestii rozszarpały biednego Faramira, lecz za to kolejne dwie upadły. Czarnoksiężnik z Angmaru wylądował na ziemi i ruszył za Kaltem. Drogę zastąpił mu Adunaphel, który się pozbierał. Czarnoksiężnik uderzył go kiścieniem i ten odleciał na 10 bio. Wskoczył ponownie na bestię widząc, że nie opłaca się z nimi walczyć. Bestia podniosła Lurtza i Gelu i zrzuciła ich z wysokości. Na szczęście oboje przeżyli, lecz byli nieprzytomni. Już bestia Czarnoksiężnika miała chwycić Kalta, kiedy strumień ognia odrzucił ją od niego. Wypuścił go Moltres. Ognisty ptak podleciał do Kalta i pochylił szyję. Kalt powoli zbliżył rękę do ptaka i, o dziwo, nie został oparzony. Usiadł na Moltresie i poleciał nad krater. Zrzucił szybko pierścień i wrócił po przyjaciół. Wulkan zaczynał wybuchać. Kalt nakazał Moltresowi chwycić leżących Lurtza, Gelu, Adunaphela i Khamula. Czarnoksiężnik próbował ich gonić, ale bestia została trafiona w głowę kawałkiem lawy, a Czarnoksiężnik został zalany przez lawę. Adunaphel i Khamul nie zginęli kiedy pierścień został zniszczony. Wyzwolili się spod władzy Saurona. Z sześciu, zostało pięciu łuczników. Wlecieli przez portal wprost do miasta Lochów - Shade.

Po wylądowaniu Kalt pogłaskał Moltresa po głowie.

- Dzięki przyjacielu, teraz odpocznij - Kalt wciągnął Moltresa do kuli, a kulę przypiął do pasa. Powędrował do bramy miasta.

Deemer i Tahu byli już niedaleko miasta. Toa Ognia zauważył jakąś jaskinię.

- Teraz wejdziemy w Portal Ziemny. Z tamtąd będzie już niedaleko do Shade - powiedział Deemer.

Tahu skinął głową. Gdy weszli do portalu, po drugiej stronie czekały na nich setki dziwnych małych zielonych ludków na wilkach(Wilczy jeźdźcy). Deemer rzucił zaklęcie Deszcz meteorów, który zniszczył dwa oddziały istot, ale reszta ruszyła na atak. Troglodyci i harpie ruszyły do boju, a Beholdery i Meduzy z bezpiecznej odległości oddawały strzały w oddziały przeciwnika. Niestety wszystkie wojska ofensywne Czarnoksiężnika zostały zniszczone. Harpie poległy, a niedobitki troglodytów pouciekały. Bitwa już miała się skończyć na niekorzyść Tahu i jego sojuszników, kiedy od drugiej strony nadleciało kilkanaście Czarnych Smoków i kilkadziesiąt Chimer. Wilczy jeźdźcy zostali spaleni albo sparaliżowani i pożarci.

- Moje miasto nam pomogło. Możemy się cieszyć - powiedział Deemer.

- Dobrze. A teraz już idźmy dalej - odpowiedział mu Tahu.

Tymczasem.....

Kalt dotarł do bramy miasta i nagle w oddali zauważył kilka istot. pośród niektórych rozpoznał Czarne Smoki i Chimery, lecz nie potrafił rozpoznać kto idzie na przedzie. Jeden z nich był Minotaurem, ale drugi, czerwony, wyglądał mu dziwnie znajomo.

- Tahu!? - zawołał - Tahu! - krzyknął gdy byli na tyle blisko by Kalt mógł go rozpoznać. Żywiołak podbiegł do przyjaciela, ale nagle poczuł za sobą gorący oddech. Spojrzał w tył i skamieniał ze strachu. Przyglądał mu się ogromny błękitny smok. Bestia zamachnęła się i chciała uderzyć Kalta, ale żywiołak skoczył wysoko, na tyle, by ręka go nie trafiła. Kalt chwycił uli u pasa i otworzył ją. Ponownie wyleciał z niej strumień światła, który zmienił się w Moltresa. Ptak na wejście zionął ogniem w bestie potwora. Smok wzleciał i próbował zaatakować Moltresa, lecz ten odpędzał go podmuchami ognia. W końcu błękitny smok dał sobie spokój i odleciał. Kalt wezwał ptaka z powrotem i podszedł do Tahu po drodze wpinając kulę do pasa.

- Witaj Kalt - powiedział Tahu. - Zapewne znasz cel mojej podróży. To było trochę trudne, ale jednak część naszej drużyny dowiedziała się o sposobie ożywienia Guurahka. Jestem pewien, że Disholahk już poszukuje jednej z kul, a kolejna znajduje się w tym wszechświecie, bo wyczuwam z niej emitującą energię. Zdaję się, że jeszcze Tanma wie, ale nie jestem pewien.

- Widziałeś tego ptaka Tahu? - spytał retorycznie Kalt - otóż on pochodzi z tej kuli. Sądzę, że to jest kula, którą wyczuwasz.

- Pokaż mi ją - powiedział Toa, a Kalt podał mu artefakt. Tahu przyglądał się kuli. Była idealnie gładka, a w środku było widać błękitną mgiełkę. - Muszę się oddalić i pomedytować. Możliwe, że ta kula jest tylko bardzo potężnym przedmiotem, a nie częścią Guurahka. - wojownik odszedł kilkanaście kroków, usiadł na jakimś kamieniu i zamknął oczy.

Nagle Toa uderzył obraz Guurahka i przed oczami przewinęła mu się rozmowa Guurahka z Arcusem. Później zobaczył jak mgiełka rozpłynęła się i opadła na tej kuli i dwunastu innych. Następnie zobaczył jak Disholahk używa ich, ale one rozsypują się po światach.

Całe to wydarzenie zdarzyło się w ułamku sekundy, ale było tak mocne, że Tahu spadł z kamienia.

Kalt podbiegł do niego.

- Nic ci nie jest? - zapytał.

- Nic się nie stało - odrzekł Toa. - Zobaczyłem tylko historię powstania tej kuli. Mieliśmy rację. To jest jedna z tych kul. Teraz musimy odnaleźć kolejną.

- Jak się przedostaniemy do innych wymiarów? - zastanawiał się Kalt.

- Deemer mówił, że w Shade jest jakiś portal. Możliwe, że on nam pomoże. Niestety poza mieczem nie mam nic, żadnej maski, która by nam pomogła w podróży.

Nagle wokół spadły na nich dziwne promienie, które niszczyły wszystko wokół. Kalt chwycił Tahu i oboje pobiegli jak najdalej. Z ukrycia oboje obserwowali co się dzieje. Dziwny pojazd wylądował i wyszło z niego 8 czy 9 istot. Kalt nie rozpoznawał tego z takiej odległości. Nagle nad nimi przeleciał Drogoth, Władca Smoków. Uderzył w pojazd, ale nagle trafiło go kilka tych samych promieni co wtedy zniszczyły teren, lecz mniejszych. Drogoth odleciał, przestraszony dziwną energią, ale ich pojazd został zniszczony. Kalt cofnął się o dwa kroki w tył. Wtem ziemia rozstąpiła się pod nim i Kalt spadł w dziurę. Wokół niego roiło się od szkieletów elfów, ludzi, krasnoludów.

Kalt wstał i zauważył obok siebie krótki miecz. Powoli go podniósł i oczyścił z kurzu. Miecz był cały złoty. Kalt wbił miecz w ścianę, wskoczył na niego i wyskoczył z jaskini zabierając miecz. Podszedł do Tahu.

- Jak myślisz kto to może być? - spytał żywiołak.

- Nie mam pojęcia - odpowiedział Toa. - Ale skoro nie są przyjazne, to długo tu nie pobędą - dokończył i ruszył w stronę przybyszów.

Kalt jednak szybko chwycił Toa za rękę.

- Zaczekaj. Posiadają dziwną energię. Skoro nawet Drogoth uciekł to jakie my mamy szanse? Nie lepiej się ukryć i podsłuchać? - spytał Kalt.

Tahu wyszarpnął swoją rękę i odpowiedział:

- Nie sądzę, żeby byli w stanie mnie pokonać. Ich promienie są raczej przystosowane do niszczenia wielkich kawałów ziemi, niż małych Toa. Ten smok został tylko odpędzony tym promieniem, nawet go nie zranili. A to oznacza, że ich technologia nie zabije istot organicznych. Poza tym, mam moją maskę, która mnie ochroni.

Skończył dalej ruszył w stronę dziwnych istot.

Nagle postać w białym kombinezonie podniosła dziwną broń i strzeliła w Tahu. Trafił jedynie lekko w rękę, ale spaliła część jego zbroi.

- Szybko! Ukryć droidy, Twi' lekowie, Wookie, Trandoshanie i ludzcy koloniści do broni. Chester, weź broń i do mnie - wołała postać i natychmiast przed Tahu znajdowało się dziesięć uzbrojonych istot. Wszystkie naraz odpaliły w Toa.

Wokół Tahu pojawiło się pole siłowe. Żaden pocisk do niego nie doleciał. Wszystkie istoty stanęły w płomieniach. Toa stał pośród wrzasków agonii tych istot. Nie zwracał na to uwagi, ruszył dalej przed siebie.

Nagle konający żołnierz dotknął dziwnego przycisku na ręce. Po chwili przyleciały tu dziesiątki statków wyładowanych żołnierzami i kolonistami. Wojownicy otoczyli Toa. Przed nimi były także roboty podobne do Bohroków, ale miały pole siłowe. Na końcu wyszło dwóch wojowników z dziwnymi świetlnymi mieczami. Jeden z nich podniósł Toa i powoli zaczął go dusić. Drugi machnął lekko ręką przed Toa i powiedział:

- Teraz powiesz dlaczego zaatakowałeś kolonistów.

- Bo nie macie prawa kolonizować tej planety. Są tu żywe istoty, które wolałyby zostać same - odpowiedział Tahu.

Zamknął oczy i od razu uścisk zelżał.

- Jeśli chcecie się tu osiedlić, to musicie najpierw mnie pokonać, Jedi. Dobrze wiem jak się nazywacie. Umiem czytać w myślach. Wiem teraz też, jakimi mocami dysponujecie. Moglibyście robić nie wiem co, ale nas nie pokonacie - mówiąc to Toa wyjął ze swojej torby złotą maskę i założył na siebie. Obok niego pojawił się portal, z którego wyskoczyło kilku innych wojowników.

Nagle jeden z Jedi poraził Toa Ognia piorunami. Biomechaniczne ciało nie potrafiło wytrzymać takiej dawki elektryczności. Drugi mieczem rozciął maskę Tahu i założył mu coś w stylu obroży, która natychmiast zamroziła Tahu. Żołnierze Jedi natychmiast rozprawili się z wojskami Tahu. Po krótkiej chwili żołnierze znaleźli Kalta i kilku innych, którzy ukrywali się wokół. Po chwili do Jedi przybyły droidy, które zostały odesłane przez kolonistów. Na hologramie Jedi zobaczyli siłę Tahu i razem z Kaltem i innymi wysłali ich na planetę Corusant.

Coruscant

Po długiej wędrówce Tahu bez mocy i Kalt wraz z kilkoma goblinami, dwoma elfami i krasnoludem trafili pod eskortą do głównej siedziby. Spotkali się z Kanclerzem Palpatinem. Przekupne gobliny natychmiast opowiedziały o Śródziemiu, Heroes III jak i sławną tam "Legendę o Guurahku". Wtedy kanclerz zaproponował Tahu:

- Czy nie zechciałbyś zostać Jedi droidzie?

- Nie jestem droidem, podistoto. Nie mam zamiaru nikomu służyć - odpowiedział. Złapał za obrożę na swojej szyi i ją zerwał. Moc do niego powróciła. Roztopił wszystkie droidy wokół nich oraz zaspawał drzwi. Podszedł do Kanclerza i powiedział do niego:

- A teraz powiedz mi, gdzie macie Sferę Ciemności. Jeśli tego nie zrobisz, to zniszczę doszczętnie to miejsce.

- Jak to możliwe, że najpierw Jedi cię tak łatwo pojmali, a teraz ty po prostu się oswobodziłeś? - zapytał Kanclerz.

- Widzisz. Wasze plany są jednak dosyć łatwe do przewidzenia. Jedi pojmują kilku zakładników, zabierają do siedziby głównej na innej planecie i wydobywają informacje. Dałem się złapać, żebyście mnie tu przetransportowali. Słyszałem kiedyś historię, że posiadacie pewną tajemniczą kulę, której siły nie możecie rozpoznać. Ja potrafię, i to zrobię - zakończył Toa Ognia.

Nagle zza drzwi wybiegło kilkudziesięciu strzelców i zaczęli strzelać do Tahu. Założyli mu ponownie obrożę, a następnie energetyczne kajdany. Kilku wojowników zostało na straży, a reszta wyszła. Kanclerz powiedział:

-Faktycznie mamy taką kulę, ale nie oddamy ci jej głupcze. Już dawno znamy tę moc i to stworzenie służy nam. Wprowadzić Suicune'a!

Po chwili przez drzwi wyszło czterech żołnierzy i wprowadzili błękitną bestię z taką samą obrożą jaką ma Tahu.

- Oto Suicune - powiedział kanclerz. Po chwili wyprowadzono istotę, a Tahu wraz z Kaltem zawieziono na Kessel. Kalt miał warunki normalnego więźnia, natomiast Tahu był cały czas w kajdanach i bez mocy. Nie mógł też liczyć na swą ciemną stronę. Mógł liczyć wyłącznie na przyjaciela.


Tahu wylądował na pasie. Wszystkie droidy otoczyły myśliwiec. Gdy Toa z niego wyszedł zewsząd leciały na niego pociski. Dzięki mocy maski wytworzył wokół siebie osłonę. Kiedy jakiś Jedi chciał podpiec do niego i założyć na niego obrożę lub zaatakować, po prostu został odrzucany. Doszedł tak do pokoju Kanclerza. Wszedł do niego, zamknął za sobą drzwi i odezwał się:

- Jeżeli nie dasz mi tej kuli, to nie będę się powstrzymywać. Będę zabijać każdą istotę, jaka stanie na mojej drodze, aż zdobędę ten przedmiot - powiedział Toa. - Wolisz dać mi ją po dobroci, czy mam tutaj urządzić rzeź niewiniątek?

- Nie dostaniesz jej! - krzyknął Kanclerz.

Tahu uderzył ręką w ścianę i zrobił w niej dużą dziurę. Za dziurą był duży spadek. Chwycił Kanclerza za gardło i wyciągnął za dziurę.

- A teraz mi oddasz?

- Nie! Ona jest zbyt potężna, żeby jedna istota ją miała. Jeżeli ją weźmiesz, zginiesz!

- Nie zginę. Ale czy ty przeżyjesz, tego nie wiem - skończył mówić i zluźnił uścisk. Bezradny Kanclerz spadł w dół.

Toa znalazł mapę budynku. Skierował się w stronę pomieszczenia z ważnymi przedmiotami.

Wszystkie droidy które stanęła na drodze Tahu od razu się topiły. Jedi nie mogli go nawet dotknąć. Tym sposobem Toa doszedł do obszernego hangaru. Zaczął go przeszukiwać <w tej chwili pokazuje się seria zdjęć, jak to Tahu zagląda w poszukiwaniu kulki w dziwne miejsca>. W końcu znalazł Sferę Ciemności. Leżała na aksamitnej czerwonej poduszce. Gdy wojownik jej dotknął zewsząd naparł na niego mrok. Istota wewnątrz Tahu się obudziła. Shadow próbował się wyrwać. Toa całą swoją mocą psychiczną próbował go opanować. Powoli włożył Kulę do torby. Gdy straciła kontakt z ciałem, Shadow znowu osłabł. Tahu spokojnie podążył do myśliwca i ruszył w drogę na Alagaesię.

Kessel

Po ok. dwóch miesiącach spędzonych w więzieniu przyszedł czas na plan Kalta. Podczas jednej z inspekcji ukradł strażnikowi broń. Wykopał z ziemi swój miecz i używając blastera odstrzelił kłódkę. Potem biegł to Tahu, a po drodze ratował każdego więźnia. W końcu zniszczył bramę Tahu i jego kajdany. Potem wszyscy pobiegli. Po drodze zabili kilku strażników. Więźniowe zdobyli broń i statki Republiki. Większość więźniów poleciała swoją drogą, ale kilku zostało z Kaltem i Tahu. Jeden z więźniów usiadł przy sterze i spytał Tahu:

- Dokąd lecimy?

Kalt szepnął Tahu:

- Może z powrotem na Śródziemie.

Kilka metrów wyżej...

-Widzę was - powiedział Disholahk i skoczył w kosmos.

- Wy lećcie na planetę zwaną Alagaesia. Jestem pewien, że tam znajduje się kolejna kula. Ja muszę polecieć z powrotem na Coruscant. Trzeba zdobyć Sferę Ciemności - powiedział Tahu. - Jakoś do was później dołączę.

Toa wyskoczył ze statku i pobiegł do sąsiedniego hangaru. Tam wszedł do myśliwca i odleciał. Obrał kurs na Coruscant.

Alagaesia

Po wielu godzinach lotu Kalt i więźniowie przylecieli w końcu na Alagaesię. Kiedy wyszli Kalt przeliczył ilu ich jest. Był tam Mandaloriański Łowca o imieniu Jared Fett, 2 pająki z Mrocznej Puszczy, Alf i Era, Trandoshański Łowca o imieniu Tragossk, Elfka Earnura i Troglodyta. Jared podkradł strażnikom dwa blastery marki Westar - 34, pająki znalazły dwa stare napierśniki, Tragossk uzbroił się w miotacz ognia, 2 granaty plazmowe i karabin EE - 3, Earnura miała ukryty, rozsuwany łuk i magiczne strzały, a Kalt miał blaster DC - 17m i (jak się dowiedział od Earnury) Lachomorn co z Sindarin znaczy Płomień nocy.

"Ciekawe gdzie jest Tahu" - zastanawiał się Kalt.

Nagle miecz zaczął się świecić.

Earnura natychmiast chwyciła za łuk, nałożyła strzałę i napięła cięciwę. Kalt się zdziwił. Earnura mu odpowiedziała:

- Miecz się jarzy, kiedy w pobliżu będzie ktoś wrogi.

Earnura miała rację. Po chwili przed grupą stało piętnastu uzbrojonych żołnierzy. Grupa ukryła się w zaroślach. Po krótkiej chwili oczekiwania Earnura puściła strzałę. Padł pierwszy żołnierz. Wojownicy zdziwieni ustawili się w krąg i zasłonili tarczami. Jared i Traagosk szybko wyskoczyli i zaczęli strzelać do żołnierzy. W pierwszej salwie padło trzech. Wojownicy zauważyli wrogów i zaszarżowali. Kilku zginęło od strzałów, a pozostali wpadli w zasadzkę pajęczaków. Earnura wzięła kilku z nich na cel i zabiła czterech. Potem Kalt zaatakował karabinem i zakończył sprawę.

- Nie podoba mi się tu - mruknął Jared.

- Gdzie jest ten Tahu?! - krzyknął Kalt.

Nagle tuż nad głową Kalta przeleciał myśliwiec. Wylądował jakieś 200m dalej. Ze środka wyskoczył Toa Ognia. Ruszył w stronę przyjaciela, gdy nagle znad wzgórza wzleciał szafirowy smok. Na jego grzbiecie siedział Smoczy jeździec. Tahu pobiegł w stronę Kalta. Kiedy się przy nim znalazł, szybo stworzył wokół nich osłonę.

- Lepiej z nim nie walczmy. Jest potężniejszy od nas, bardzo dobrze włada magią i mieczem - powiedział Toa.

- Dobra Tahu.

Kalt obrócił się w stronę pozostałych:

- Szybko uciekać!

Drużyna pobiegła i po chwili wszyscy znaleźli się ukryci w zaroślach. Earnura wzięła Kalta na stronę. Po chwili Kalt i Earnura wrócili.

- Earnura nauczyła mnie pewnej sztuczki. Pomyśl o czymś, najlepiej o czymś wielkim i potężnym. Co to jest?

- Kanohi Dragon - odpowiedział Tahu.

Wtedy Kalt wykonał kilka szybkich ruchów ręką nad głową Tahu i obok smoka pojawił się Kanohi Dragon.

- To tylko iluzja - powiedział Kalt - ale smok o tym nie wie.

Kanohi Dragon zaczął walczyć ze smokiem.

- Co teraz szefie? - zapytał Jared.

- Kalt, czy ty widzisz, żeby ten smok przejmował się tą iluzją? Tutaj smoki to najmądrzejsze ze wszystkich istot. Nie oszukasz ich zwykłą sztuczką - powiedział Tahu. - Teraz musimy udać się do Ellesmery. To miasto elfów pośród ogromnej puszczy Du Weldenvarden. Jest tam stare i ogromne drzewo. Na pewno będzie wiedziało, gdzie znajdziemy kolejną kulę. Jedyną przeszkodą są elfy, bo nie lubią obcych przybyszów. Zwłaszcza mechanicznych.

- Dobra, ale jeszcze jedno - Earnura wykonała jeden gest i Kanohi Dragon się zmaterializował - ciekawe jaki będzie mądry. Earnura pobiegła przodem.

- Jest elfem - powiedział Kalt - las to jej żywioł. Lepiej pójdźmy za nią.

- Ale faktem jest to, że tylko ja znam mapę tej planety. Wiem gdzie mniej więcej jesteśmy, i wiem, gdzie mamy iść. Będę prowadził. A tą zmaterializowaną iluzję możecie usunąć. Iluzja, to iluzja, nie myśli, więc nie zaatakuje. Prawdziwy smok nie zwróci nawet na niego uwagi - powiedział Tahu.

Szafirowy smok zatoczył kilka kół w powietrzu, zionął ogniem na "Kanohi Dragona" i odleciał.

Ale to nie była iluzja. Kanohi Dragon odpowiedział smokowi tym samym.

- Rób jak chcesz, ale ja idę za nią. Robisz się super przywódcą. Tęsknię za Guurakiem - Kalt odszedł od Tahu i pobiegł za Earnurą, za nim pobiegła reszta drużyny, jedynie Traagosk został przy Tahu.

- Widzę, że zostaliśmy sami. Nie możemy podążać przez te ziemie bez aprobaty jej mieszkańców. Wbrew temu co widać, mają tu strażników, zwanych Smoczymi Jeźdźcami. Jeden taki mógłby pokonać nas bez problemu. Najlepiej udajmy się do Uru Baen. To stolica całej planety. Tam znajdziemy władcę tej krainy. Spytamy się o pozwolenie - powiedział Tahu.


Kalt i reszta dotarli po długiej wędrówce do Ellesmery. Po krótkiej pogawędce Earnury z miejscowymi, drużynie pozwolono stanąć przed Islanzadíą. Kiedy weszli do sali tronowej Kalt i Earnura pokłonili się. To samo uczyniła reszta drużyny.

- Co was sprowadza przed oblicze Islanzadí? - spytała władczyni.

- O wielmożna pani. Poszukujemy pewnej kuli, która jest częścią naszego przyjaciela. Czy wasza wysokość zezwoli, abyśmy zobaczyli wasze sławne drzewo? - powiedział Kalt.

- Pod jednym warunkiem. Jedno z was ma zostać tu ze mną na wieki - odpowiedziała władczyni.

To zdanie zszokowało wszystkich. Ostatecznie zgodził się pozostać Troglodyta.

- Wybacz przyjacielu - powiedział Alf.

Troglodyta smutno pokłonił się i stanął między świtą pani elfów.

Kalt i reszta wyszli idąc wprost do drzewa. Kalt dotarł do ogromnej sosny i zaczął kopać pod jej korzeniami. Znalazł kilka kawałków dziwnego metalu i tabliczkę.

- Lugia. Taka sama tabliczka jak u Moltresa. Ta kula musi gdzieś tu być.

Nagle nad nimi przeleciał smok. Earnura używając elfiego wzroku zobaczyła, że trzyma coś w łapach.

- Kalt, czy ta kula powinna być biało - czerwona?

- Tak, a co?

- Ten smok ją ma!

- Co?

- Widziałam. Jared, Alf, Era biegiem! Kalt spróbuj to odzyskać, my pobiegniemy za smokiem.

- Dobra - Kalt odpiął kulę od pasa i powiększył ją. Przycisnął przycisk i z kuli wyleciał Moltres.

- Koleżko. Znów potrzebuję twojej pomocy.

Ptak pochylił głowę i Kalt wskoczył na niego. Po chwili wznieśli się w powietrze i popędzili za smokiem. Elfy zdziwiły się widząc ognistego ptaka. Kalt gonił smoka, aż do pasma górskiego. Kiedy byli dostatecznie blisko, żywiołak zawołał:

- Ej ty! Masz mojego przyjaciela! Oddaj mi go!

Jeździec odpowiedział:

- Nie oddam ci smoczego jaja!

Kalt nie wytrzymał. Wydał rozkaz Moltresowi. Ptak zaatakował smoka ogniem. Smok natychmiast oddał tym samym, ale feniksowi nic to nie robiło. Wywiązała się krótka walka. W końcu Moltres zionął ogniem w łapę smoka i smok upuścił kulę. Wtedy Moltres szybko obniżył lot i Kalt złapał kulę. przypiął ją do pasa i kazał Moltresowi wylądować. Na ziemi żywiołak spotkał swoich przyjaciół. Wciągnął Moltresa ponownie do kuli, a otworzył tę drugą. Z kuli wyłoniła się przepiękna biała istota, podobna do smoka. Istota przemówiła telepatycznie do Kalta.

- Czy ty jesteś Guurahkiem? Arceus nakazał mi i moim 12 przyjaciołom cię osłaniać.

- Nie, jestem jego przyjacielem. Guurahk nie żyje, ale z twoją pomocą przywrócimy go do życia.

Smok nagle obniżył lot i zionął ogniem w Kalta. Lugia wytworzył pole siłowe wokół drużyny.

- Dzięki Lugio, a teraz może pomożesz mi i załatwimy tego napaleńca?

- Jasne, wskakuj.

Lugia pochylił się i Kalt wdrapał się na niego. Biały "smok" wzniósł się w powietrze i odpalił w smoka strumieniem lodu. Smok zrobił unik i zaatakował Lugię ogniem, lecz pole siłowe zatrzymało atak. Kalt podniósł swój karabin i zestrzelił jeźdźca smoka. Smok podleciał po niego i wtedy oberwał promieniem. Smok ocalił jeźdźca, a sam stracił przytomność. Kalt z Lugią podlecieli po przyjaciół i wspólnie okrążali Alagaesię w poszukiwaniu portalu i Tahu.


Traagosk siedział na kamieniu, a Tahu w tym czasie rozpalał ognisko. Zbliżał się zmierzch. Do Uru Baen pozostało im tylko kilka kilometrów, ale Toa dobrze wiedział, że bramy są już zamknięte. Mieli zostać na noc w jakimś małym lasku. Tahu otoczył obóz osłoną. Choć cała Alagaesia była piękną planetą, na której wojny się już zakończyły, to wkrótce kolejna mogłaby się rozpocząć.

- Jutro staniemy przed obliczem władcy Alagaesi. Nie możemy się zachowywać niestosownie. Ma za sobą cały zakon Smoczych Jeźdźców - powiedział Tahu. - Jeżeli nie pozwoli nam podróżować po tych ziemiach, będziemy musieli znaleźć jakiegoś maga, który nam pomoże. Zamieni nas w zwykłych ludzi, ale wtedy będziemy mogli spokojnie podróżować.

- Dobrze - odpowiedział Traagosk.

Kalt wylądował tuż obok obozu przyjaciela.

- Hej Tahu - zawołał głośno - mam kulę!

- Co?! - z paniką w głosie krzyknął Toa. - Dobrze, masz kulę. Ale czy pytałeś się Władcy Alagaesi, czy możesz podróżować po jego kraju? Jeśli nie, to mamy problem. Islanzadí ma całkowitą władzę, ale TYLKO w Du Weldenvarden. Teraz jesteśmy poza lasem, i spokojnie mogą nas pojmać, za to że chodzimy sobie bez zgody. Jeżeli stąd szybko nie uciekniemy, to możesz być pewny, nic nam nie pomoże. Nawet te istoty w kulach nie dałyby rady przeciwstawić się kilku Smoczym Jeźdźcom, a niewykluczone jest, że może przybyć ich więcej.

- Co się stanie, jeżeli ten Władca Alagaesi przybędzie po nas razem ze swoją obstawą? - zapytał Traagosk.

- Będą dwa wyjścia - cicho odpowiedział Tahu. - Zginiemy, albo jakimś cudem lub z jego łaski przeżyjemy. Nie jest jakimś tyranem chcącym mieć całkowitą władzę, ale bardzo troszczy się o swój lud. Każdy niepożądany gość zostaje natychmiast zlikwidowany. Możliwe, że jesteśmy niepożądani. Teraz lepiej szybko poszukajmy jakiegoś sposobu ucieczki.

Z tyłu za Tahu rozległ się cichy trzask. Toa odwrócił głowę. Z kłębków dymu wyłonił się jakiś stary człowiek w dziwnym ubraniu.

- Stójcie - rzekł widząc jak wszyscy celują w niego z karabinów. - Nie jestem tu, żeby wam zaszkodzić.

- Czego więc chcesz? - warknął Traagosk.

- Chcę wam pomóc. Mój pan, Władca Alagaesi już wie, gdzie jesteście. Będzie tu za kilkanaście minut. W tym czasie mogę was nauczyć naszej kultury poprzez wizję. Będziecie wiedzieli jak się zachować w jego obecności. Możliwe jest też wtedy, że uda wam się go jakoś przekonać, żeby was puścił wolno do waszych światów. Co do kul które posiadacie, to będzie cięższa sprawa.

Bara Magna

Gresh poszedł na kolejny Turniej i walczył z Tarixem.

- Prościzna... - mówił Gresh.

Owiele puźniej

-Myślisz ,że idziemy w dobrą stronę-Spytał Tarix

-Tak,tak myślę-Gresh odpowiedział bez namysłu-Chwilka,kto tam stoji-dożucił

Postać stała prosto,patrząc na przybyszów,nagle gdy Tarix i Gresh zbliżyli się na odległość 20 metrów,czerwony glatorianin złapar swój ogromny i masywny miecz,oraz czerwoną tarczę,różnił się on budową ciała,był wyższy i masywniejszy,Tarix też przygotował swoje miecze,Gresh przypadszał mu się i podziwiał.Tarix zbliżał się powoli do tajemniczej postaci nie spuszczając go z oka,a miecze miał w pełnej gotowości.Czerwona postać uważnie przypatszyła się dwom dziwnym postacią.Tarix już chciał biec i rozprawić się z glatorianem,ale nagle i zdecydowanie Gresh zatrzymał go tarczą.

-Stój,co robisz może on jest dobry,czemu myślicz ,że jest zły-powiedział ze zdenerwowaniem Gresh.Postać nawet się nie ruszyła.

-Ok,kim jesteś-zawołał Tarix

-Hmmm, czemu mam ci obpowiedzieć-Uśmiała się postać,Tarix już szykował miecz aby wbić go w przybysza-Widzę ,że masz nerwowego kolegę.

-Ma depresję bo przegrał ze mną ważną walkę-Odpowiedział Gresh-Mógłbyś powiedzieć kim jesteś przybyszu.

-Przybyszu?Ty tu jesteś przybyszem,ja i mój rud tu mieszkamy od wojny,a ty tu pierwszy raz w rzyciu przybywasz,ok spełnie twe życzenie moćum panie,jestem Aritika-odparł Aritika

-Ja jestem Gresh a to Tarix, nie bój się jesteśmy przyjaciółmi.-dożucił Gresh

-Ta przyjaciółmi podejć tu pypku to cię na omlet z jajka przerobie-wrzasną Tarix,Gresh walną Tarixa tarczą ,że Tarix upadł i stracił przytomność.

-Masz rację przybyszu to depresja-Gresh wzią Tarixa za nogi a Aritika za ręce

-Gdzie możemy go zostawić?-Spytał Gresh

-Niedaleko jest Guratti moja wioska-odpowiedział Aritaka,zza góry ze szcieszką pokrytą szkieletami zwierząt ukazała się wioska.Była duża choć mniejcza niż Valncus,na około były mury a w śrobku zamek i Arena.Obok była duża oaza.Glatorianie weszli do wioski przez drewniany most który się chował w murze podczas ataku,a na około yła wielka jama, w której łażą jakieś stwożenia.

-Aha. Więc choć.- powiedział Gresh

Obaj szli po długim spruchniałym i trzeszczącym mościę.Gresh ciężko przełkną ślinę ale Aritika niebał się bo całe życię po nim chodzi i nic.Gdy weszli do bramy głównej ogromna i potężna krata podniosła się i uszłyszeli przeraźliwy pisk tony zerdzewialych metali,przechodzili Przez "Agorę" głuwny plac w którym były organizowane zebrania,na około placu nie było domów mieszkalnych tylko warsztaty naprawcze,sklepy,zbrojownie i różne instytucje potrzebne do istnienia państwa.Na środku placu była ogromna sala,Gresh otwierał buzię z zachwytu i patrzył na te miasto.Gdy mijali arene i pałac,Aritika pokierował gresha i weszli do zamku,po długim marszucie, położyli Tarixa na łóżku i zdjeli mu broń i schowali aby jak się obudźi nie zdemolował wszystkiego.

-Chcesz się ocoś spytać Gresh?-koleżeńsko spytał Aritika uśmiechając się ponuro,patrząc na szpiczaste i szczeliste okna z witrażami dającymi ewekt półmroku.

-Tak. Gdzie my jesteśmy!?!?. spytał Gresh

-W starożytnym mieście o nazwię Gurratti zostało założone przezemnie,ogromne z licznymi zawodami takimi jak straż miejska,sklepowi,rzemieślnicy,służba królewska,aktorów,rolników,każdy mieszkaniec ma zawód bo za prace są pieniądze a za pieniądze jest jedzenię za jedzenię jest życię.Tutaj każdy dba nietylko o siebię ale o ród,ród górujący nad wszystkimi elementami ognia,wody,skały,dżungli,lodu,piasku,rodó lawy!To miasto stara się przetrwać jak najdłużej bez innych wiosek bez przyjaciół ale z wrogami.-odparł Aritika bezlitośnie patrząc na Tarixa

-No... Więc gdzie ta jakaś kula? powiedział Gresh

-Mówisz o kuli Guhrakka?Też niewiem,budowałem to miasto od fundamentów i nigdzie jej tu niema.Straże sprawdzają codziennie ulice a mieszkańcy tego niemają,chyba że w podziemiach i w magicznej części podziemi.-Odpowiedział Aritika śmiertelnie cichym głosem.

Karda Nui

Char

Drzwi z pazurów Kaiser zamknęły się z sykiem, a Disholahk mógł kontynuować swoją podróż.

Jego przyjaciel był martwy...

Ale wszystko dało się jeszcze naprawić.

Po krótkiej negocjacji z Zeratulem Disholahk załatwił sobie bilet w jedną stronę do świątyni Xel'Naga na Shakuras.


Disholahk stał przed świątynią. Dobrze wiedział, że o godzinie, którą Dunmerowie z Wszechświata Starych Zwojów nazywają Godziną Azury otworzy się portal do innego wszechświata.

Nadszedł zmrok.

Minęło kilka godzin po zmroku, ale Disholahk ani dgnął.

W końcu, bladym świtem, otworzył się portal na kilka sekund. Disholahk zdążył do niego wejść i wylądował we wszechświecie, gdzie władzę, a raczej całą populację planety stanowią glisty...

Wszechświat Worms

Disholahk jak zwykle wchodząc do tego wszechświata został powitany gradem wybuchów, trujących dymów i latających Świętych Granatów Ręcznych i Super-owiec.

Ten wszechświat to była jedna wielka rozróba. Jak on ma tu znaleźć jakąś kulkę? W ostatniej chwili się cofnął, gdyż prawie by oberwał prosto w twarz pociskiem z Bazooki.

Była tam cała masa malutkich robaków zawzięcie strzelających do siebie.

Te istoty dla zabawy zniszczą swój świat, pomyślał feniks i wydał z siebie swój dziwny, ptasi krzyk.

Trzasnęło i feniks wyglądał jak jeden z tych robali, ale wyglądał trochę jak Master Chief z Halo.

W sumie to nie takie złe, będzie niezła zabawa... pomyślał Disholahk i uśmiechnął się. Wyciągnął karabin szturmowy i zaczął faszerować okolicę gradem pocisków. Patrzył, jak glisty pierzchają we wszystkie strony. Szkoda. Ale to jedyny sposób, żeby dostać się do tej kuli.

Zobaczył, że kilka robali kryje się za głazem i odpowiadają ogniem. Bez namysłu strzelił tam Bazooką. Głaz rozleciał się na kawałki, ale robale się uratowały.

Zeskoczył z wzgórza, na którym się pojawił, podpełzał do jednego z robali i gruchnął go karabinem w skroń. Potem wstrzelił mu w głowę kilka pocisków.

Nagle jakiś wydłużony, brązowy obiekt wytrącił mu karabin z ręki. Był to robak z kijem baseballowym.

Feniks skoczył do tyłu i padł na ziemię. Wtedy robal już na niego skakał. W spowolnieniu - Disholahk wyciągnął pistolet i spokojnie wystrzelił.

Robak przeskoczył go, upadł na ziemię i znieruchomiał. To oni mnie do tego zmuszają.

Olśnienie! W pobliżu znajdowała się broń straszna, Słoneczny Wybuch. Była to broń samobójcza, ale też jedyny szybki środek transportu w tym wszechświecie.

Disholahk przywiązał do siebie petardę, zapalił i wyleeeeeeeeeeeeeeeeeeciał.

Nagle pomyślał: O rany, jako robal nie mogę pływać! A to ci heca!

Wyciągnął sztylet, przeciął więzy łączące go z petardą i szybkim manewrem skoczył na nią.

Wtedy zobaczył wyspę. I w tym samym momencie poczuł dziwne uczucie... Ta kula musi gdzieś tu być. Gdzieś. Tylko gdzie?

Skierował petardę w port na wyspie, i gdy był 3 metry nad ziemią skoczył do góry.

Petarda z ogromnym hukiem wybuchła o ziemię. Kilka robali ucierpiało. Disholahk zobaczył wejście do ogromnej jaskini - wprawdzie cała wyspia wydawała się jedną wielką skałą.

Feniks śmiało wkroczył w ziejący ciemnością otwór.


Kilka minut później, robak, którego nie było widać w ciemności, przystawił dynamit przy wejściu do jaskini.

-He he heeeeeee!


Disholahkowi się w końcu znudziło łażenie w ciemnościach, zmienił się z powrotem w feniksa i było światełko.

Nagle nadepnął na coś kulistego, stracił równowagę, poleciał do przodu i wyrżnął o ścianę jaskini. Masując obolały dziób, Disholahk poszukał tego kulistego obiektu.

I zobaczył.

Mała, szłopodobna kulka w środku z jakąś cieczą w trzech kolorach: białym, czerwonym, niebieskim.

W pewnym momencie feniks zauważył robala.

Albo raczej robota. Był to robot pofarbowany na złoto.

Nagle ciecz w kuli się sformowała w jedno, potem kula zmieniła kolor na srebrno-czerwony. Z kuli wyleciało coś zielono-niebiesko-czarnego, błysnęło kilka razy, świsnęło kilka razy, i po chwili robot wybuchł. Tajemnicza istota znikła.

Coś zaczęło grzechotać i jaskinie zaczęły się zawalać. Disholahk pofrunął tunelem podobnym do labiryntu.

Stalaktyty spadały i rozbijały się o stalagmity, stalagnaty łamały się i zagradzały drogę, a ziemia nad stalagnatami zaczęła się gwałtownie opuszczać.

Disholahk dotarł do wyjścia. Wyjście zagrodzone wielkimi skałami.

Niespodziewanie, coś fioletowego błysnęło i Disholahk znikł.

Wszechświat Starych Zwojów

-Co do...?

Feniks przewrócił się. A no tak, w tym wszechświecie można mieć postać tylko z tego wszechświata. Tak ustanowiono Zwoje. Poszedł daedrycznym korytarzem i skręcił w lewo.

-Boethiah... przybyłem - powiedział cicho Disholahk.

Niedaleko Disholahka pojawił się portal,z którego wyleciał Tyzoon.

-Jeśli tu jest kula Disholahk,to ją szybko bierz.Mam jedną kulę w bazie...a mówiłem że mam dobre miejsce na bazę?

Disholahk odwrócił się.

-Witaj Makuta. Masz jedną z kul? To weź moją - Disholahk podał kulę z Worms Tyzoonowi -i wróć do swojej bazy. Tutaj nie będzie bezpiecznie... muszę pogadać z Vedamem Drenem w Ebonheart.

-Dobrze-Tyzoon wykonał polecenie Disholahka

Nagle feniks wystrzelił w powietrze szybciej niż ktokolwiek zdążyłby powiedzieć ,,Kuba Wróbel", przy okazji rozbił sufit.

-Dizolak niedobroto! Remont kosztuje! - zawołał za nim Boethiah.


-To jeden z najlepszych sposobów podróży, SuperSkok - mówił do siebie Disholahk, ignorując szybko przewijający się pod nim krajobraz. -Wymyślone przeze mnie zaklęcie pozwala skoczyć naprawdę wysoko i to z dużą prędkością. Jedyna wada... to niezbyt przyjemne lądowanie.

Wymiar Toa Teridaxa

Tahu rozmyślał nad swoim działaniem. Ostatnio wykonał wszystkie swoje obowiązki i Drago pozwolił mu wyruszyć w kolejną podróż między-wymiarową. Guurahk "zginął", a uściślając jego umysł i dusza zostały podzielone na 13 części i umieszczone w kulach. Ciało można było poskładać w kilka minut, więc jedynym problemem było odnalezienie kul. Wtedy przy pomocy Kanohi Kxaron mógłby połączyć energie egzystencjalne Guurahka i umieścić je w ciele.

Toa Ognia wiedział, że kule zostały umieszczone w różnych wymiarach i że żadnej z nich nie ma w jego. Musiał spotkać się z resztą drużyny i wspólnie z nimi podróżować. Poszedł do Iruini'ego, żeby otworzył mu portal.

Wymiar Darnoka

Darnok przysiadł na kamieniu. Odkąd ocalili ziemię wszystko było jakieś dziwne.Nagle podszedł do niego Hetrax.

-Nie sądzisz że już za długo opłakujesz Noktisa?

-Nie.To był wielki wojownik Hetrax.Pamiętaj,zawdzięczasz mu życie.

-Gdybyś się wtedy nie zawahał on był by tu z nami!

-Sugerujesz że to moja wina?

-A nawet jeśli to co?Naślesz na mnie Skralle?

-Przydałoby się.Ale tego nie zrobię.

Nagle Podszedł Tryna.

-Znowu poszło o Noktisa?Przestańcie już.

Wtem nadleciała świetlista sfera.

-Hetrax!Darnok!To wy to robicie?

-Nie Tryna To częśc Kogoś.

Hetrax zamknął oczy.Po minucie je otworzył.

-To częśc duszy wojownika o imieniu Guurahk.
Darnok milczał wciąż miał w głowie ostatnie słowa Noktisa:"Więc to już.To jest śmierc.Zabawne,Myślałem że to wielki ból.Tymczasem to uczucie nie ma określenia.Darnok,walcz dalej za nas obu.Ja już nie walczę.Nie dam rady.".
-Darnok,Hetrax co z tym robimy?
-Pytaj Darnoka Tryna.To on jest "liderem".
-Weź to Tryna.
Tryna wystrzelił bąbelek z ręki i zmniejszył sferę.
-Darnuś,co teraz?
-Nie wiem.
-Po co go pytasz Tryna?On nigdy nic nie wie.
Wtem z piasku wyskoczył Vorox i zabrał sferę.
-Musimy go złapac.
Tryna z furią skoczył na Voroxa,lecz złapał ledwie jego ogon.Vorox biegnąc ciągnął Trynę po ziemi.Biegnący z tyłu Darnok i Hetrax omal nie posikali się ze śmiechu.
-Zaraz liderze.A co z Bagdadem i Unar?
-Dadzą se radę.
Przed Voroxem otworzył się portal.Głupie zwierze szybko do niego wskoczyło wciągając Trynę z sobą.Zaraz później wskoczył Darnok,a na końcu Hetrax.
Darnok się rozejrzał byli w jakimś pomieszczeniu.

Tyzoon pojawił się niespodziewanie.
-Dzień dobry,nie widzieliście takiej kuli?
-Mówisz o takiej?
-Czekaj Tryna,A jeśli to wróg?Niech lider powie co robic.
-Jak masz na imię?
-Tyzoon.
-Ja jestem Darnok,to Hetrax a to Tryna.
-Miło poznac.
-Mów czego chcesz.
-Tej oto kuli.
-A czemu mamy ci ją oddac?Nie oddamy jej prawda?Darnok,Hetrax mam rację?

Ale Darnok i Hetrax nic nie mówili,tylko pogwizdywali sobie stojąc z tyłu.
-To tacy z was przyjaciele?

-To jak będzie panowie?W tej kuli jest kawałek duszy mego przyjaciela.I dostane te kule albo po przyjacielsku...(Tyzoon szykuje miniguna) albo wezme ją siłą!

-Dobra,ale idziemy z tobą albo...(darnok szykuje miotacz)

-Prosze bardzo,możecie iść ze mną.Ale to oznacza szukanie pozostałych 10 kul,ja mam 2,wy jedną,a potrzebujemy 13.(w tej chwili pojawia się portal który przenosi Tyzoona i Darnoka do pokoju teleportacyjnego)

Wszechświat WTP

Pierwsze co Tyzoon pamiętał to to że wylądował na ziemi,w lesie.Trafił na finał.Obserwował co się dzieje.Szukał kuli.Wtem zobaczył coś złoto-zielonego.To była kula.Wiedział że jeśli się pokaże wybuchnie panika.Cóż mógł innego robić jak skorzystać z miniguna?

Postanowił wypróbować nową funkcję.Postanowił to przyciągnąć magnesem.Choć było to dziwne,po chwili była w rękach Tyzoona.Zdarzyła się jednak wpadka...bowiem Gwen wpadła na kulę,a Owen zobaczył Tyzoona,do tego zapomniał o innym błędzie z przeszłości...był tu już za długo...zakłócił równowagę wymiaru...musiał jak najszybciej stąd uciekać.

Tyzoon uciekł z małym przyjacielem...niedźwiedziem...

Pokój teleportacyjny

Jeszcze przed dotarciem do wszechświata Tyzoon wciąż nie mógł się pogodzić ze śmiercią Guurahka.Wtem ktoś przybył:

-Jeśli chcesz przyjaciela odzyskać,ze mną pójdziesz.

Równie dobrze Tyzoon mógłby go zabić z miniguna,przy którym ostatnio majsterkował i ulepszył,ale jednak wiedział że chodzi o Guurahka.Poszedł więc z nim.Wszedł do pokoju teleportacyjnego.Tam było 13 portali,każdy prowadził do wszechświata z kulą.Na pierwszy cel Tyzoon obrał sobie wszechświat WTP.Zanim to jednak zrobił jego część Makuty przejęła nad nim kontrolę i zabiła przybysza.Gdy odzyskał kontrole,nie żył.Postanowił więc ruszyć.


Tyzoon wrócił i odstawił kulę na miejsce.Miejsc było trzynaście.Każde nad portalem do wszechświata.Zanim jednak ją odłożył zorientował się że za jego plecami jest niedźwiedź którego ze sobą zabrał.Wsadził go do portalu i umieścił kulę na swoje miejsce...portal do wszechświata WTP się wyłączył.

Wtem zobaczył że Disholahk ma kulę z wymiaru Worms.Natychmiast do niego rusza.


Tyzoon wrócił z kulą wszechświata Worms.Odłożył na miejsce.Na następny cel obrał se wszechświat Darnoka.


Tyzoon w raz z Darnokiem przybył do pokoju teleportacyjnego.Makuta do niego rzekł:

-Umieść kule w miejscu twojego wszechświata

-A Hetrax i Tryna?Co znimi?

-Taa-daa-Pojawił się Amak

-Chciałem Trynę i Hetraxa a nie to!

-Spoko ja też umiem pomóc. A tak wogóle o co tu biega, bo jestem trochę niezorientowany?

-Dajcie kumpli bo zabiję zaraz tu kogoś.

-Spokojnie. Umiem ci pomóc. A poza tym-gwizdną i przybiegło stadko piesołaków-Mam odsiecz.

Piesołaków było pięć. Dobrze przez Amaka wytresowanych i do niego przywiązanych.

-Decyzja należy do Tyzoona...

-Tyzoon?-zdziwił się Amak

-Gdzie ty...

-Ja też-zaklaskał dwa razy i przybiegła armia zesków-mam odsziecz.

-kto to gada?!?!?!?!?!!!!!!!!!!@*()NFGRGBBJ333$#$#$#%$%&^!@@@@#$##@!%$@!#$^$Y^^$#!

-Tryna.

-Nareście się łom pojawił.Zaraz?Gdzie Hetrax?Mata Nui!Czy ja wszystko muszę robic sam?

-No to co ze mną?-zapytal zniecierpliwiony Amak.

-Nie widzisz że opieprzam tego tłumoka?

Advertisement