Encyklopedia Bionicle
Advertisement
Encyklopedia Bionicle
"Tarduk odszedł z uśmiechem na twarzy. Prawda, nie był do końca szczery, ale czasami musiał iść na skróty w pogoni za wiedzą, czyż nie? Wtedy nie był jeszcze świadomy, że skrót ten wpędzi go prosto w niebezpieczeństwo."
— Narrator

PL | ENG
RGB PL

Zagadka Wielkich Istot to opowiadanie opublikowane w formie podcastu na BIONICLEstory.com w 2009 roku. Traktuje o podróży Agori Tarduka, Kirbolda i Crotesiusa na północ Bara Magna w celu odnalezienia Czerwonej Gwiazdy.

Część 1[]

Tarduk zamrugał, by pozbyć się kropelek potu z oczu. W takich momentach naprawdę wolałby nie musieć pracować w pełnej zbroi i hełmie. Lecz nawet tutaj, tak blisko wolnego miasta Atero, przebywanie na pustyni bez żadnej formy ochrony było zbyt ryzykowne. Miał do wykonania rutynowe zadanie: wspólnie z Agori z innych wiosek, Kyrym, Crotesiusem, Scodoniusem i Kirboldem, przybyli do Atero przygotować arenę na zbliżający się turniej. Pomimo dokładnych starań w ciągu całego roku, zawsze znalazły się drobne usterki do naprawienia przed przybyciem Glatorian.

Oczywiście, Tarduk nie mógł skupić się na pracy zbyt długo, nie kiedy w pobliżu czekały na niego ruiny do zbadania. Używając potrzeby wzięcia materiałów z wozu jako wymówki, wymknął się z miasta i znalazł miejsce nadające się do kopania. Była to uciążliwa robota, i gorąca. Nie pogardziłby kimś do pomocy, ale nie miał co na to liczyć. Kyry za bardzo poświęcał się pracy w Atero, Kirbold chciał tylko mieć zadanie z głowy i wrócić do Iconox, Scodonius był z lekka dziwakiem, a Crotesiusa ledwo znał.

Nie, zadecydował, że najlepiej kopie mu się, gdy jest sam. Jego narzędzie trafiło na coś, zakopane w piasku głęboko na około stopę. Wydobywszy przedmiot, odkrył, że był to kwadrat z metalu, wielkości mniej więcej jego dłoni i oczywiście będący wcześniej częścią czegoś większego. Na przedmiocie wyryte zostało koło z mniejszym okręgiem na dole i w środku. Tarduk zmarszczył czoło. Natrafił już wcześniej na coś takiego, z podobnymi symbolami. Nie miał pojęcia, co znaczyły, podobnie jak wszyscy inni. Jeśli był to jakiś język - jaki dokładnie, i kto się nim posługiwał? Wprawiało go to we frustrację, ponieważ miał dość próbek, by móc w ogóle zacząć odszyfrowywać symbole.

Odwrócił kawałek metalu, mając nadzieję znaleźć kolejny symbol na rewersie. Zamiast tego, zobaczył coś zgoła innego. W metalu wydrapana została mapa. Niektóre miejsca rozpoznawał, innych nie. Na dole mapy mieścił się łańcuch górski przypominający Czarne Szczyty na północy. Obiekty narysowane tuż pod górami świadczyły także o podobnym obszarze. Większość mapy przedstawiała jednakże regiony na północ od gór, których nie kojarzył. Wiedział tylko tyle, że przybyli stamtąd Skrallowie. Na górze mapy znajdowały się dwa symbole, nieco inne od tych odkrytych wcześniej. Jeden był niczym więcej jak siatką przecinających się linii, coś na wzór pajęczyny. Drugim była gwiazda. Co jednak interesujące, był to jedyny symbol z jakimkolwiek kolorem. Gwiazda była czerwona.

Czerwona gwiazda, pomyślał Tarduk. Któż to słyszał? Było to niewątpliwie fascynujące, lecz zarazem niemożliwe do zbadania, przynajmniej w pojedynkę. Podróżując na północy zachód, mógłby ominąć Czarne Szczyty i dotrzeć do północnego regionu, ale według mapy znajdowały się tam rwące rzeki i inne naturalne zagrożenia. Udanie się tam bez niczyjej pomocy będzie bardziej niż niebezpieczne, a żaden Glatorianin nie da się zatrudnić to tego typu roboty tak wcześnie przed turniejem Atero.

- Hej!

Tarduk odwrócił się. Podszedł do niego Crotesius, wyglądający na nieco zirytowanego.

- Idziesz nam pomóc czy będziesz dalej bawić się w piachu? Co tam masz?

Tarduk pokazał dla Agori z Vulcanusa, co znalazł. Crotesius nawet nie wziął tego do ręki - tylko obejrzał przedmiot z obu stron i wzruszył ramionami.

- No i? Kawałek żelastwa. Może dasz radę załatać tym swój wóz, ale poza tym...

Co z niego za Vorox, mruknął Tarduk w myślach. Na głos powiedział:

- Może i masz rację. W końcu, ta cała czerwona gwiazda - co to ma niby być? Przecież każdy wie, że na północy nie ma nic wartościowego. Nie ma ukrytego skarbu, nie ma ukrytego miasta, ani Wodnych Kamieni, nic.

Było to oczywiście jedno wielkie kłamstwo i Tarduk wiedział, że Crotesius by w to nigdy nie uwierzył. Tak naprawdę, właśnie na to liczył. Plotki o tym, co kryło się na północy, rozchodziły się szybciej niż ziarna piachu wirowały podczas burzy piaskowej. W Iconox mówiło się, że północne góry były pokryte wartościowym Eksydianem. W Vulcanusie twierdzono, że znajdowały się tam całe doliny Wodnych Kamieni, tych cennych skał, które można było przełamać i wydobyć ze środka czystą wodą. Zaś jeśli chodzi o Tajun, cóż, tamtejszym mieszkańcom nie brakło wyobraźni, a Agori z Tesary nie chcieli w ogóle o tym rozmawiać.

Crotesius podszedł, by wziąć kawałek metalu i uważniej się mu przyjrzał.

- Wiesz, jeśli chcesz, mogę wziąć ten... emm... kawałek metalu, może zechciałbyś się wymienić?

Tarduk nie potrafił sobie później wytłumaczyć, dlaczego odpowiedział w tym momencie Crotesiusowi właśnie w taki, a nie inny sposób. Być może po latach kopania w piasku i znajdowania kawałków układanki bez możliwości jej rozgryzienia, miał zwyczajnie dość. Jeśli nie wykorzysta szansy, nigdy nie uzyska odpowiedzi.

- Jasne, wymienię się z tobą - powiedział. - Możesz wziąć ten kawałek metalu... jeżeli pójdziesz ze mną znaleźć czerwoną gwiazdę, czymkolwiek ona jest.

- Mam iść na północ? Zwariowałeś? - odparł Crotesius.

- Taka jest moja oferta - powiedział stanowczo Tarduk. - Mamy dość czasu przed rozpoczęciem turnieju, by się tam udać i zdążyć wrócić. - Nie był w tej chwili pewien, czy to prawda, ale nie chciał tego mówić Crotesiusowi. - Zastanów się nad tym. Co jeśli jest tam coś cennego, coś, co zmieni życie każdego na Bara Magna? My-- to znaczy ty, zostaniesz bohaterem.

Crotesius uśmiechnął się. Jako pilot pojazdu na arenie, był po prostu kolejnym wojownikiem Agori w świecie zdominowanym przez Glatorian. Ale jeśli zrobi coś naprawdę wielkiego, być może któregoś dnia będzie mógł zostać następcą Raanu jako przywódca Vulcanusa.

- Dobra, Tarduk - powiedział. - Myślę, że możesz dołączyć do mojej ekspedycji, ale będziemy potrzebowali więcej osób do pomocy. Wiesz, gdybyś mógł zwerbować trochę więcej Agori, bez mówienia o gwieździe. I wyruszymy o świcie.

Tarduk odszedł z uśmiechem na twarzy. Prawda, nie był do końca szczery, ale czasami musiał iść na skróty w pogoni za wiedzą, czyż nie? Wtedy nie był jeszcze świadomy, że skrót ten wpędzi go prosto w niebezpieczeństwo.

Część 2[]

Ostatecznie tylko Kirbold zgodził się wyruszyć z Crotesiusem i Tardukiem na poszukiwania Czerwonej Gwiazdy. Scodonius powiedział, że to szaleństwo gonić za czymś jak Skalne Rumaki tak blisko daty rozpoczęcia turnieju. Kyry natomiast musiał szybko wracać do Vulcanusa.

Crotesius zaproponował, że mogą wziąć pojazdy na północ, lecz Tarduk odrzucił tę propozycję.

- Pojazdy nie dotrą tam, gdzie zmierzamy, nawet te z gąsienicami - powiedział. - Na dodatek hałasują, a hałas przyciąga uwagę Łowców Kości. Nie, pojedziemy na Pustynnych Stalkerach.

Trzeba było sporo targowania, by pożyczyć trzy bestie od handlarza z Iconox, zwłaszcza że Tarduk nie chciał zdradzić, dokąd zamierzają pojechać na Rumakach. Po chwili jednak trójka Agori była już gotowa do rozpoczęcia wyprawy.

Najszybszym sposobem powinno być udanie się na wschód do Mrocznej Kaskady, a wtedy na północ blisko wulkanicznego regionu, nad Czarnymi Szczytami. Jednak obecność Skrallów, Voroxów i Łowców Kości czyniły tę drogę najbardziej niebezpieczną. Tarduk wybrał więc drogę na północny zachód, przez Tesarę, Łokieć i aż do Białych Gór Kwarcowych. Kirbold, wywodzący się z Iconox, znał ten teren bardzo dobrze. Były tam miejsca przeszukiwane przez handlarzy, którzy szukali czegoś wartościowego, co mogliby sprzedać.

Było tu zimno, nawet gorzej niż na pustyni nocą. Niejeden raz Pustynne Stalkery omal nie przewróciły się na gładkiej powierzchni kryształów i skał. Choć nie podobało się to trójce Agori, musieli podróżować za dnia: w nocy o wiele łatwiej mogli zabłądzić, a to groziło ryzykiem spadnięcia z klifu.

Po dwóch dniach zajechali wystarczająco daleko, by znaleźć się na kompletnie nieznanych terytoriach. Jakiekolwiek stworzenia tu żyły, nigdy nie pojawiłyby się na pustyni na południu, za bardzo przystosowane do chłodnych warunków. Crotesius nieprzerwanie czuwał. Dlatego jako pierwszy ostrzegł pozostałych o tym, że ktoś ich śledzi.

- Mamy się zatrzymać? - zapytał Tarduk.

- Nie - mruknął Crotesius. - To najgorsza rzecz, jaką możemy zrobić w tej sytuacji. Musimy jechać szybciej. Może ich zgubimy.

Tarduk wątpił w to. Zauważył jedną ze ścigających ich istot. Wyglądała jak pustynny wilk. Łapy tych stworzeń przystosowane były do przechodzenia po ruchomych piaskach, a same wilki były bardzo skutecznymi tropicielami. Ale, Tarduk uświadomił sobie, idąca ich tropem istota nie mogła być jednym z tych samych wilków. Przede wszystkim, bestia ta była połowicznie metalowa. Tarduk nigdy nie widział czegoś podobnego.

- Ile ich jest? - zapytał Kirbold.

- Więcej niż jeden - odpowiedział Crotesius. - Może sześć albo osiem. Ciężko oszacować.

Tarduk nie wiedział, jak cokolwiek może przemierzać Białe Góry Kwarcowe i pozostać niezauważone. Z upływem dnia, było to jego najmniejsze zmartwienie. Nieważne, jak szybko drużyna się poruszała, wilki cały czas były na ich tropie. Nieważne, jakich sztuczek używali, by zgubić pościg - wysyłając jednego Pustynnego Stalkera w innym kierunku, podwajając swoje ślady, nawet zostawiając trochę cennych zasobów pożywienia na drodze, by odwrócić ich uwagę - wilki nadal ich tropiły.

- Co to za stwory? - Tarduk spytał trzeci raz.

Teraz musieli jechać nocą, chcąc czy nie. Tarduk dzielił wierzchowca z Kirboldem, a Crotesius prowadził. Nie zgodził się na zapalenie pochodni, wiedząc, że wilki mogą dostrzec światło. Tarduk spierał się, że prawdopodobnie byli tropieni przez węch, lecz na nic się to nie zdało. Weszli na wąski, kręty szlak. Po prawej stronie znajdowała się powierzchnia góry. Po lewej pionowy spadek w czarne ciemności. Dobrą wiadomością było to, że wilki nie mogły się tu skryć. Musiały iść śladami prosto lub poddać się, tak się wydawało. Złą wiadomością było to, że Pustynne Stalkery miały problem ze znajdowaniem gruntu w ciemnościach. Jeden nieostrożny krok i ktoś mógł już nie wrócić z tej wyprawy.

Jadąc tak szybko jak mogli, trójka Agori przedzierała się przez szlak. Nagle wierzchowiec Kirbolda i Tarduka potknął się i jeden pakunek narzędzi spadł w otchłań. Odgłos uderzenia o ziemię nie nadszedł.

Kirbold odwrócił się. W jasnym blasku księżyca nie zobaczył żadnego znaku, że wilki nadal ich tropią.

- Chyba je zgubiliśmy. Jak myślicie?

Tarduk obejrzał się przez ramię. Nie zobaczył niczego, ale powiedział:

- Nie, myślę, że ich nie zgubiliśmy.

- Ja tak samo - zgodził się Kirbold.

Szlak zaczął się rozszerzać i wznosić. Nadchodził świt, pierwsze promienie światła odbijały się od kwarcowych szczytów. Crotesius zatrzymał swojego wierzchowca, Tarduk zrobił to samo. Spojrzeli za siebie. Nie było ani śladu sześciu futrzano-metalowych wilków, które ich śledziły.

- Może nie szły przez szlak - powiedział Crotesius. - Albo znalazły łatwiejszą zdobycz. Tak czy siak, jestem zadowolony, że zniknęły.

- Hm, jest jeszcze jedna możliwość - rzekł Tarduk. - Nie śledzą nas, bo już tego nie potrzebują.

Crotesius odwrócił się, słysząc niski ryk, pusty metaliczny dźwięk, odbijający się echem od gór. Ustawionych w szeregu na szczycie naprzeciwko wilków nie było sześć - ale sześćdziesiąt. Wymknęli się stadu polujących wilków, by wjechać prosto do ich legowiska.

Część 3[]

Trzej Agori siedzieli na swoich wierzchowcach, zmrożeni strachem. Przed nimi stały tuziny wilków. Ich ciała były dziwnym połączeniem mięśni, futra i matowego metalu, a oczy były dzikimi, świecącymi punkcikami w mroku. Tarduk czuł ich piżmowy odór zmieszany z zapachem zimnego żelaza.

- Uważajcie - wyszeptał Crotesius. - Będą próbowały utworzyć wokół nas okrąg, żeby nas otoczyć. Później zaatakują.

- Dzięki za lekcję przyrody - odpowiedział Kirbold. - Jak się stąd wydostaniemy?

- Może przez nie przejedziemy? - zasugerował Tarduk. - Może, nie wiem, damy radę im uciec.

Crotesius poklepał bok swojego Pustynnego Stalkera.

- Nie sądzę, by nasze rumaki zechciały się w ogóle do nich zbliżyć.

Tarduk pragnął wymyślić jakieś inne rozwiązanie. Ruch naprzód nie był dobrym rozwiązaniem. Ruch w tył oznaczał próbę ucieczki przez wąski szlak z grupą wilków depczących im po piętach. Jeżeli nie wpadną w bezdenną otchłań, będą mieli przyjemność zostać zjedzonymi. Agori nie mógł uwierzyć, że ich wyprawa zakończy się tak szybko i w tak drastyczny sposób.

Crotesius jako pierwszy spostrzegł nowego przybysza. Coś, nie, ktoś nadchodził zza grupy wilków. Postać była zgięta i zniekształcona, szła bardzo kulejąc. W lewej ręce trzymała laskę i wyglądało to tak, że tylko dzięki niej utrzymuje się w pozycji stojącej. Nawet w świetle księżyca niemożliwe było zobaczyć uzbrojoną istotę dokładnie. Jednak po chwili przemówiła.

- Siad.

Było to proste słowo, ale brzmiało dla Tarduka tak jakby wszystkie członki martwych drzew skrobały o ściany kryjówki. Ku zaskoczeniu trójki Agori, wilki przysiadły na zmrożonej ziemi. Postać zaczęła kuśtykać naprzód, niezaczepiana przez wilki. Tarduk pomyślał, że to Malum, który, jak mówiły plotki, żył z Voroxami, lecz to nie były Glatorianin Ognia się do nich zbliżał. Kirbold rozpoznał przybysza.

- Surel? Przecież ty-

- Nie żyję? Jestem bliski śmierci, tak, być może, ale wciąż trwam wśród żywych. Zagubiony w chaosie wojny, zostałem z tyłu, ranny i złamany, kiedy walki trwały w innym miejscu. Od tamtego momentu mieszkam tutaj - odpowiedział wojownik.

Dla Crotesiusa było tego już za wiele.

- Mieszkasz w tych górach z tymi... tymi... stworami?

- Jesteś jednym z ognistych - powiedział wojownik, widząc czerwoną zbroję Agori po raz pierwszy. - Więc nie możesz wiedzieć o Żelaznych Wilkach, jednym z bardziej... skutecznych wytworów Wielkich Istot. Wytrenowałem tę grupę i poprowadziłem do walki, a kiedy świat się rozpadł, zostały u mego boku. To właśnie wilki przynosiły mi jedzenie i chroniły przed rzeczami, które mogły mnie zranić. W tych górach jest wiele rzeczy, które mogą mnie zranić.

Surel pochylił się i pogłaskał jednego z wilków po zbroi i futrze.

- Może zapomnieliście, albo nigdy nie wiedzieliście, jak było wcześniej. Armie maszerujące przez pustynię, dżungle, góry i walczące o energię w jądrze świata. Władcy Żywiołów nami kierowali, a kiedy ich czyny zniszczyły planetę, zostali uwięzieni. Tak, zostali uwięzieni.

Tarduk zadrżał. Czy to z zimna, czy ze strachu? Łatwo było obwinić obecność Surela i jego zwierząt, ale nie, faktycznie robiło się coraz zimniej. Wzmógł się wiatr i zaczął padać śnieg. Na początku słabo, ale potem coraz mocniej. Niedługo Tarduk nie będzie mógł dostrzec starożytnego wojownika i jego wilków przez śnieżną zawieję.

- Zaczekaj chwilę - powiedział Kirbold. - Pamiętam wojnę. Pamiętam jak się skończyła i pamiętam Władców Żywiołów, ale powiedziałeś uwięzieni?

Surel pokiwał głową. Było to bolesne dla jego zranionego ciała.

- Nie wiem, dlaczego tu przybyliście, ale radzę wam się wycofać. Władcy Żywiołów powrócą i może będziecie mieli szczęście, ginąc pierwsi.

Ryk wypełnił uszy Tarduka. Agori szybko spojrzał w kierunku źródła dźwięku. Ogromna ściana bieli spadała z góry - lawina śniegu, której nie można było umknąć, a na szczycie góry, patrząc jak zagłada mknie ku Agori, stał wojownik zbudowany z lodu.

Część 4[]

Tarduk zacisnął mocno powieki. Masywna lawina lodu i śniegu staczała się po górze w kierunku jego towarzyszy. Nie było szans, by ją wyprzedzić lub się jej wymknąć. On, jego dwaj sprzymierzeńcy Agori, Surel i jego Żelazne Wilki - wszyscy byli straceni.

W momencie, w którym był pewien, że to koniec, pomyślał o wszystkich artefaktach, których nigdy nie odkrył, o wszystkich tajemnicach, których nigdy nie rozwikłał. Najwięcej myślał o mapie, która doprowadziła go do gór, z wyrytą Czerwoną Gwiazdą. Umierałby z większym spokojem, gdyby odkrył znaczenie tego symbolu.

Nagle rozbłysnęło światło tak jasne, że mógł je zobaczyć przez zamknięte powieki, później nadeszła fala niezmiernego ciepła. Tarduk otworzył oczy, by ujrzeć palącą się górę, płomienie tak mocne, że zmieniły śnieg w wodę, a wodę w parę. Żelazne Wilki ryknęły i cofnęły się, Surel ruszył za nimi. Dwa Pustynne Stalkery zaczęły w panice uciekać w tył, a Agori musieli użyć całych swoich sił, by je opanować.

Tarduk zobaczył przez płomienie lodowego wojownika, którego dostrzegł już wcześniej na szczycie góry. Tak, kryształowa postać nadal tam była, stojąca w nieokiełznanej złości.

- Musimy się stąd wynosić! - odezwał się Tarduk.

- Co cię przekonało - spytał Kirbold - lawina czy ognista burza?

- Możliwość odkrycia przyczyny obu tych rzeczy - odpowiedział Tarduk.

Tym razem nie było potrzeby, by martwić się o jazdę między Żelaznymi Wilkami; ogień odpędził je wszystkie. Surel został w tyle. Gdy wjechali do przesmyku, wynurzył się zza skały i zawołał do nich:

- Wracajcie. Nic tu dla was dalej nie ma. Wracajcie do bezpiecznych domów.

Crotesius zaśmiał się gorzko.

- Chyba nie byłeś ostatnio u nas w domu.

- Ten strumień płomieni - powiedział Tarduk - to nie było naturalne, prawda? Władca Żywiołu Ognia nas ocalił.

Teraz przyszła kolej Surela na śmiech.

- Ocalił? Jesteście dla niego pyłem, nawet nie. To był atak przypuszczony na jego mroźnego wroga. Po prostu znaleźliście się między nimi.

- Zaczekaj chwilę - przerwał Crotesius - pamiętam Władców Żywiołów i armię, i wojnę, lecz skończyła się ona ponad setki tysięcy lat temu.

- Skończyła się dla ciebie, dla ich żołnierzy i dla Spherus Magna, jak wszystko w tamtej straszliwej chwili. - Surel potrząsnął głową. - Lecz dla Władców Żywiołów bój nadal trwa.

Tarduk odwrócił się. Nie zobaczył niczego, co by wskazywało, że ktoś ich śledzi, więc stwierdził, że może bezpiecznie kontynuować.

- Bój o co? - zapytał. - Główna wojna toczyła się o energię z jądra planety, lecz ona już nie istnieje. Co tam zostało, o co można walczyć?

Surel nie odpowiedział, tylko podniósł zwiędłe ramię i pokazał na północ. Tarduk poczuł chłód biegnący po karku. Nie próbował sobie wmówić, że to tylko od zimna. Pogrzebał w ekwipunku i wyjął mapę. Surel spojrzał na nią; Tarduk usłyszał wyraźny, gwałtowny wdech.

- Czerwona Gwiazda - mruknął Surel. - Dolina Labiryntu. - Popatrzył na każdego Agori i się odwrócił. - Szukacie tych samych tajemnic, co Władcy Żywiołów i może was spotkać ten sam zgubny koniec. Serce labiryntu kryje ostatnią zagadkę Wielkich Istot. Wielu weszło tam, by rozwiązać tę zagadkę. Nikt nie powrócił.

- Niech zgadnę, myślisz, że powinniśmy zawrócić?

Surel wzruszył ramionami, z trudem, biorąc pod uwagę jego wykręcone ciało.

- Myślę, że Czerwona Gwiazda płonie w waszych oczach i sercach, jak u wielu istot przed wami. Myślę, że pójdziecie dalej i wiem... wiem, że tam zginiecie.

Tarduk odwrócił się do Kirbolda i Crotesiusa. Żaden nie wyglądał na przestraszonego, lecz może po prostu dobrze to ukrywali. I wiedział, że Surel miał rację. Musiał jednak odkryć sekrety skrywane przez mapę, nawet jeśli oznaczało to podążyć drogą do niebezpieczeństwa.

- Masz rację - powiedział Tarduk. - Pójdziemy tam. Możesz nam pomóc, powiedzieć, co tam jest?

Surel milczał długą chwilę, później potrząsnął głową i powiedział:

- Żyjemy w umierającym świecie, Agori, a w takim miejscu, nic nie pozostaje całe i nietknięte. Strumień życia zmienia kierunek, spiętrza się, błądzi - popatrzył na swoje zniszczone ciało - i zniekształca poza wszelkie wyobrażenia. Co czeka na was na północy? Domena kłamstw, miejsce, gdzie piękno ukrywa zbutwiałe serce, gdzie drzewa nie tworzą schronienia, powietrze nie daje chłodnego powiewu i gdzie woda nie gasi pragnienia. A w momencie, w którym uwierzycie w to, co widzicie lub słyszycie, dotykacie, lub smakujecie, będzie dla was za późno.

- Przestań mówić zagadkami! - chrapnął Crotesius. - Jeśli nie masz nam nic sensownego do powiedzenia, zejdź nam z drogi.

W blasku Surel wyciągnął sztylet i przyłożył do gardła Crotesiusa. Tarduk nie dostrzegł nawet tak szybkiego ruchu Glatorianina.

- Mógłbym cię teraz zabić i pozostawić koszmarom - powiedział Surel z płonącymi oczyma - ale nie zasługujesz na taką litość. Jedźcie, Agori. Za tą drogą znajduje się Las Ostrzy. Wszyscy, którzy przez niego podróżują, stają się częścią natury, a ponadto wodami Rzeki Dormus. Jeśli przetrwacie, labirynt będzie na was czekał.

Część 5[]

Tarduk, Crotesius i Kirbold jechali cały dzień. Zostawili za sobą Surela, jego Żelazne Wilki i jego ostrzeżenia, ale nikt nie mógł zapomnieć jego słów. Kirbold od tego czasu się nie odzywał, pogrążony w myślach. Tarduk był bardziej ostrożny niż kiedykolwiek, mając nadzieję, że zauważy kolejny atak zanim będzie za późno. Crotesius uznał, że Surel zwariował od wieloletniego pobytu w górach, a ostrzeżenia szaleńca należy traktować z dystansem.

Tarduk zatrzymał się, aby rzucić okiem na fragment metalu z wyrytą dziwną mapą, który trzymał. Tak, zajechali wystarczająco daleko na północ. Niedługo będzie trzeba skręcić na wschód i skierować się w miejsce oznaczone czerwoną gwiazdą na mapie. Kirbold nagle zatrzymał swojego Pustynnego Stalkera.

- Zmieniłem zdanie. Chcę zawrócić - powiedział.

- Nie zawracamy - odparł Crotesius nie odwracając się w jego stronę.

- Ja nawet nie wiem, co my tu robimy - wysapał Kirbold. - Kogo obchodzi, co znajduje się poza górami? W domu mamy własne problemy.

- Może te dwie rzeczy są ze sobą powiązane - powiedział Tarduk. - Może jest tam coś, co pomoże nam w walce z Łowcami Kości, Voroxami i Skrallami.

- Przyjechaliśmy tutaj po broń? - spytał Kirbold. - Jeśli na północy jest coś potężnego, starszyzna wysłałaby po to Glatorian.

- Może nie chcieli, żeby coś takiego wpadło w ręce Strakka - wymamrotał Crotesius. - Albo Kiiny.

- Cicho bądźcie! - powiedział Tarduk.

- Hej, mam prawo mówić co myślę! - odparł Crotesius.

- Chodziło mi o to, że usłyszałem coś przed nami - rzekł Tarduk.

Cała trójka znieruchomiała - teraz wszyscy mogli to usłyszeć. Surowy, ostry dźwięk brzmiący jak pieśń. Wydawało się, że dochodzi z lasu na wprost.

- To wiatr - powiedział Crotesius. - No wiesz, wielki podmuch gorącego powietrza, wystarczający, aby zwalić z nóg. Coś w rodzaju Scodoniusa po zwycięstwie na arenie.

- Wiem, że to wiatr - odpowiedział Tarduk. - Tylko nigdy takiego nie słyszałem.

- Las Ostrzy - powiedział Kirbold. - Przed nami. Może to miejsce, o którym mówił Surel.

- Nie widzę żadnych ostrzy - stwierdził Crotesius. - Widzę drzewa. To znaczy, że może są tam jakieś owoce lub coś innego do zjedzenia. Jestem tak głodny, że zjadłbym gulasz z Thornaxów. Nawet zimny gulasz.

Tarduk chciał coś odpowiedzieć, ale myśl o zimnym gulaszu z Thornaxów wzbudziła w nim takie obrzydzenie, że ledwo powstrzymał się od wymiotów. Crotesius zachęcił swojego Pustynnego Stalkera do jazdy przed siebie. Kirbold odczekał długą chwilę, zanim ruszył za nim. Tarduk, który siedział za Kirboldem, odczuł ulgę. Nie chciał stracić członka drużyny, a towarzystwo Kirbolda mogło uczynić ich powrót do Iconox łatwiejszym. Musieli trzymać się wszyscy razem.

Kawałek dalej zauważyli coś dziwnego. Słabe światło słoneczne połyskiwało na mieczach wystających z drzew. Wyglądało na to, że las był uzbrojony, chociaż wydawało się to bardzo dziwne.

- Musi to być dziwaczny rodzaj drzew z wyrastającymi tak gałęziami - powiedział Kirbold. - Zgaduję, że wiemy już, czemu zawdzięcza swoją nazwę.

- Czy wiemy? - spytał Tarduk. - Podjedź bliżej.

Kirbold rozejrzał się. To, co wydawało mu się migoczącą gałęzią, było prawdziwym mieczem, który nie wystawał z drzewa, ale był trzymany w ręce wojownika uwięzionego w połowie w pniu. Kirbold sapnął. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że były tam setki wojowników, a ich ciała zostały połączone z drzewami, nadal trzymającymi broń. Kirbold nie wiedział, czy wojownicy są żywi, czy martwi.

- To jest... chore - powiedział.

- Co ty o tym sądzisz? - spytał Tarduk Crotesiusa.

Agori Ognia oglądał okropny las dość długo. Potem powiedział:

- Żaden naturalny las tak nie wygląda. Z trudem to przyznaję, ale Surel miał rację. Władcy Żywiołów tu byli. To moc kontroli roślinności. Ci wojownicy są tutaj pewnie od czasów Wojny.

- Jeśli jeszcze żyją, musimy ich uratować - stwierdził Tarduk.

- To znaczy, że jedziemy dalej - odpowiedział Crotesius.

Tarduk przytaknął. Kirbold pociągnął za lejce i obrócił Pustynnego Stalkera.

- Możesz jechać dalej, Tarduk - powiedział. - Ja wracam.

Tarduk wiedział, że powinien go przekonać, ale nie mógł znaleźć żadnego dobrego argumentu. Rozsądek podpowiadał mu, żeby zawrócić na pustynię i zapomnieć o istnieniu tego strasznego miejsca. Ale coś mówiło mu, że toczy się tutaj gra o coś więcej niż wiedza albo znalezienie kolejnych elementów układanki. Z każdą kolejną chwilą, czuł jakby byli na misji i to najważniejszej w ich życiu.

Bez słowa zeskoczył z Pustynnego Stalkera. Potem wspiął się na Stalkera Crotesiusa.

- Uważaj, Kirbold. Droga powrotna może być o wiele niebezpieczniejsza, niż ta tutaj.

Kirbold skinął głową w stronę głębi Lasu Ostrzy.

- Podobnie jak w twoim przypadku, przyjacielu. Myślę, że jesteś szalony, żeby iść dalej, ale... Zadbam o to, żeby w domu wszyscy wiedzieli, że próbowałeś pomóc innym... i...

Jego głos się załamał i przestał mówić. Tarduk skłonił się i uścisnął jego dłoń. Zdawali sobie sprawę, że mogą się już nigdy nie zobaczyć.

Tarduk czekał, aż Kirbold się oddali, zanim kazał Crotesiusowi ruszać w dalszą drogę. Razem, wjechali w chłodny i zielony cień lasu. Byli tak blisko wojowników, że mogli zdjąć z nich ich pancerze, ale Tarduk tego nie zrobił. Starał się być dzielny, choć wiedział, że gdyby ktoś z uwięzionych się poruszył, z pewnością by krzyknął.

Nikt z nich się nie poruszył. Dwaj Agori wjechali w głębię lasu. Było cicho. Żadne ptaki nie śpiewały, żadne gryzonie nie szukały jedzenia. Ten las nie był miejscem do życia. Jak wydawało się Tardukowi i Crotesiusowi, wszystko było dobrze, do czasu aż wiatr wzmógł się, ogromny hałas wzrósł, a gałęzie po nich sięgnęły.

Część 6[]

Zanim zdążyli zareagować, Crotesius i Tarduk zostali zrzuceni z ich Pustynnego Stalkera. Las wokół nich zaczął żyć, gałęzie wiły się, aby ich złapać, natomiast pnącza splątywały się wokół dwóch Agori. W mgnieniu oka zostali związani z drzewami. Crotesius rozejrzał się. Spojrzał na niezliczoną ilość wojowników, których ciała połączone były z drzewami tego lasu. Zastanawiał się, czy także podzieli ich los.

- Mam mały nóż, którego używam do kopania - powiedział Tarduk. - Może uda mi się przeciąć pnącze i uwolnić. - Z wielkim trudem, Tarduk dosięgnął ostrza i wbił je głęboko w jedno z pnączy. Roślina zareagowała błyskawicznie, oplątując jedną ze swoich wici wokół jego szyi i ścisnęła, żeby stracił przytomność. Gdy wyrzucił nóż, ucisk się rozluźnił. - Wydaje mi się, że nie chcą nas stąd wypuścić - stwierdził.

Niedaleko stąd, na niebie pojawiła się mała trąba powietrzna. Wciągała w swój wir coraz więcej roślin, dopóki cały nie wypełnił się liśćmi, pnączami i gałęziami, wściekle wirującymi wewnątrz tornada. Następnie z wichury wyłonił się przybysz.

Na pierwszy rzut oka Tarduk myślał, że mógł powstać z roślin. Był wysoki i zielony, ciernie wystawały z jego ramion i nóg, a skręcone korzenie krzyżowały się na jego piersi. Jego oczy były niczym szmaragd, tak ciemne, że niemal czarne. Jego długie ramiona okalały grube pnącza, a kolejne ciernie służyły mu za pazury. Nawet jego miecz był zielony i lśniący, choć wciąż ostry i groźny.

Dopiero gdy Tarduk przyjrzał się bliżej, zaczął mieć wątpliwości. Być może ta istota była żyjącą roślinną kreaturą, jednak mogła to być po prostu zbroja, która sprawiała, że na taką wyglądał. Tak czy owak, Tarduk nie miał wątpliwości, kto to był: Władca Żywiołu Dżungli, Mistrz Roślinności.

Przybysz spojrzał na Tarduka, następnie na Crotesiusa, a po chwili delikatnie wzruszył ramionami, co zabrzmiało jak trzask zgniecionych gałęzi.

- Nie znacie drogi - powiedział Władca Żywiołu. - Nie przydacie mi się.

Tarduk zamierzał spytać, o czym on mówi, ale Crotesius przemówił pierwszy:

- Skąd wiesz, że nie znamy drogi? Myślisz, że dlaczego tu jesteśmy?

Co ty robisz? - pomyślał Tarduk.

Władca Żywiołu podszedł do Crotesiusa i poskrobał kolczastym pazurem jego hełm.

- Należysz do Ognia - powiedział. - Ogień wie tylko, jak niszczyć. Widziałem, jak Ogień próbuje przebić się przez Labirynt i ponosi klęskę za każdym razem. - Zwrócił się do Tarduka. - Ty trafiłeś tu przez przypadek, ale należysz do Zieleni, Agori, więc pozwolę ci odejść. Jednakże twój kolega musi tu pozostać i dołączyć do mojego Lasu Ostrzy.

- Pamiętam cię - powiedział Tarduk. - Przed wojną przewodziłeś mojemu ludowi. Sprawiałeś, że rośliny rosły. Dawałeś życie. Jak możesz tak po prostu zabijać, jak gdyby to nic nie znaczyło?

Pnącza niespodziewanie puściły Tarduka, przez co upadł na ziemię. Gdy spojrzał w górę, zobaczył, że wpatrują się w niego oczy Władcy Żywiołu.

- Byłeś kiedyś w głębokim lesie, Agori? - zapytał. - Tam stworzenia żyją w wiecznej ciemności, bowiem korony drzew są zbyt gęste, by przepuszczać światło słoneczne. Pnącza duszą drzewa, wysysając z nich życie, aż zajmą ich miejsce i złapią tyle światła, ile zdołają znaleźć. Wszystko, co żyje, korzysta na śmierci innych.

Tarduk spostrzegł słabe, zbliżające się światło w oddali za Władcą Żywiołu. Nie wiedział, co to było, ale jeśli istniała jakakolwiek szansa, że to ratunek, musiał podtrzymać rozmowę.

- Kim jesteś, że możesz to robić? - spytał.

- Kiedyś byłem wojownikiem, jak ci tu uwięzieni - odrzekł Władca Żywiołu. - Następnie ja i pięcioro moich pobratymców zostaliśmy wybrani przez Wielkie Istoty na przywódców wiosek Spherus Magna. Ich moc zmieniła nas, zjednoczyła z żywiołami, dała pancerz i broń do obrony naszych ludów. Nie byliśmy już jak Agori, nie byliśmy jak nikt inny. Staliśmy się uosobieniami natury, byliśmy tak samo łaskawi, obdarowujący, okrutni i obojętni jak ona. My... - Nagle oczy Władcy Żywiołu rozszerzyły się.

Wykrztusił z siebie przeraźliwy krzyk i z wściekłością odwrócił się. Za nim pojawił się Kirbold trzymający pochodnię. Podpalił on pnącza, które splotły Crotesiusa, dzięki czemu Agori mógł się uwolnić. Jednak sprawiło to, że Władca Żywiołu poczuł ból. Tarduk nagle zwątpił, czy którykolwiek z trzech Agori wyjdzie stąd żywych.

- Pochodnia! - krzyknął Tarduk. - Rzuć pochodnię!

Kirbold rzucił płonący kij. Wylądował on na stopie Władcy Żywiołu, pośród liści. Żółto-pomarańczowy ogień rozprzestrzenił się, wzniecony roślinnością dookoła. W kilka sekund Władca Żywiołu został otoczony przez płonący ogień, który wymknął się spod kontroli.

- Uciekajmy! - wrzasnął Crotesius.

Trzej Agori biegli tak szybko, jak tylko mogli, omijając drzewa i przeskakując skały. Tylko Tarduk spoglądał za siebie. Władca Żywiołu zniknął. Nie zginął, był tego pewien, po prostu zniknął w lesie. Prawdopodobnie został ranny, jednak zapewne używał on swej mocy, by zatrzymać ogień, nim spali las.

Tarduk widział palące się drzewa, gałęzie i pnącza, wszystko po to, aby mógł on wraz z dwójką przyjaciół uciec. Zastanawiał się nad słowami Władcy Żywiołu: że wszystko, co żyje, korzysta na śmierci innych.

Słowa te tkwiły w umyśle Tarduka jeszcze przez długi czas.

Część 7[]

Tarduk, Crotesius i Kirbold zostawili drzewa za sobą, chociaż wspomnienia tego, co się tam wydarzyło, nadal w nich tkwiły. Podróżowali w ciszy przez większość dnia. Tarduk nie spytał nawet Kirbolda, dlaczego ten wrócił. Był po prostu wdzięczny lodowemu Agori za to, że zmienił zdanie.

Przez kilka następnych godzin grupa poruszała się wzdłuż brzegu rzeki. Tarduk nie miał wątpliwości, że była to Rzeka Dormus, o której wspominał Surel. Po drodze nie widział niczego niebezpiecznego. Powierzchnia wody była gładka i spokojna, bez najmniejszych oznak jakichkolwiek rwących prądów. Spokój ten wprawił Tarduka w nerwowy nastrój. Na Bara Magna rzeczy wyglądające bezpiecznie najczęściej takimi nie były. Z drugiej strony, dla kogoś kto spędził całe życie na pustyni, widok płynącej rzeki był niesamowicie przyciągający.

Wreszcie grupa dotarła do miejsca, w którym musieli przeprawić się przez rzekę, aby móc iść dalej na północ. Tarduk wpatrywał się w wodę, dopóki nie znalazł miejsca dość płytkiego, by przez nie przejść.

- Tu się przeprawimy - oznajmił. - Zgodnie z mapą, jesteśmy już blisko naszego celu.

- To dość stara mapa - zauważył Crotesius. - Skąd wiemy, że Czerwona Gwiazda, albo w ogóle cokolwiek, nadal tam jest? Skrallowie musieli przedrzeć się przez ten obszar, zanim dotarli na Bara Magna. Wątpię, że pozostawili coś nietknięte.

- Po prostu nie chcesz przeprawiać się przez rzekę! - zażartował Kirbold. - Wy ogniści nie lubicie się moczyć, prawda?

Crotesius zmarkotniał. Podszedł do brzegu rzeki i odwrócił się w stronę kompanów.

- Dałem sobie radę z mechanicznymi wilkami, wygłodniałymi drzewami i wszystkim innym, co napotkaliśmy na drodze, a mam się bać strumyczka? Zaraz go przekroczę, a potem...

Nie było czasu, by wykrzyknąć ostrzeżenie. Nagle z rzeki za Crotesiusem wystrzeliła ręka, cała zrobiona z wody. W mgnieniu oka pochwyciła ognistego Agori i wciągnęła go do rzeki. Tarduk i Kirbold instynktownie cofnęli się na bezpieczną odległość.

- Umiesz pływać? - spytał Tarduk.

- Powinienem dać sobie radę - powiedział Kirbold. - Jaki mamy plan?

- Idziemy po niego! - odparł Tarduk. - Ruchy!

Kiedy tylko dwaj Agori zbliżyli się do rzeki, wodna ręka wynurzyła się znowu i pochwyciła ich obu, wciągając pod wodę. Tarduk ze zdumieniem odkrył, że nie zaczęli tonąć. Razem z nimi ręka wciągnęła pod powierzchnię rzeki trochę powietrza. Zaczynał się domyślać, dlaczego.

Władca Żywiołu Dżungli chciał od nas informacji - przypomniał sobie. - Jeśli to sprawka Władcy Żywiołu Wody, to ten może chcieć tego samego, a martwi Agori raczej niewiele powiedzą. Co się jednak stanie, kiedy odkryje, że nie mamy nic wartego przekazania?

Woda była ciemna i chłodna. Tarduk skupił się na kilku światełkach znajdujących się w pobliżu. Kiedy się zbliżyły, okazało się, że to Crotesius, zamknięty wewnątrz bąbla powietrza. Już po chwili razem z Kirboldem znaleźli się tuż obok niego.

Wtem, prąd wody obok nich zaczął wirować i kręcić się. Woda zmieniła się w kształt twarzy tak wielkiej, jak jeden Agori. Jej dudniący głos zdawał się dochodzić z każdej strony.

- Czy znacie drogę? - spytał.

- Jeden z twoich braci już nas o to pytał - powiedział Tarduk. - Jesteś Władcą Żywiołu Wody, czyż nie?

- Przypadł mi ten zaszczyt - odparł Władca Żywiołu. - Co powiedzieliście memu bratu?

Tarduk zerknął na Crotesiusa. Ognisty Agori nieznacznie skinął głową, co miało znaczyć, że w jakąkolwiek Tarduk zagra grę, pójdzie za nim. Tarduk nie zdążył się nawet odezwać, kiedy przemówił Kirbold:

- To samo, co teraz powiemy tobie: oczywiście, że znamy drogę. Jak mielibyśmy dotrzeć aż tu, nie znając jej? Ale czemu mielibyśmy ci ją wyjawić?

Przez chwilę Władca Żywiołu Wody się nie odzywał, jakby namyślając się nad odpowiedzią.

- Dla własnego dobra - rzekł wreszcie.

Tym razem to Crotesius udzielił odpowiedzi:

- To zbyt przereklamowane. Lepiej zginąć jako bohater, niż żyć jako tchórz, zawsze to powtarzam.

Wyglądało na to, że Władca Żywiołu został zbity z tropu. On i jemu podobni nie byli przyzwyczajeni do utarczek słownych. Woda wokół trzech Agori zaczęła się burzyć.

- Wiesz, jak to jest tonąć, wieśniaku? - spytał Władca Żywiołu. - Czuć, jak twe płuca zapełniają się wodą, a wzrok przykrywa ciemność? Mógłbym sprawić, byś poczuł dokładnie to, tysiąc razy i mocniej, nie wiedząc, kiedy dane ci będzie umrzeć.

- Oczywiście, że mógłbyś - stwierdził Tarduk. - Ale wtedy dopilnujemy, byś posunął się za daleko. Martwi będziemy dla ciebie bezużyteczni. Martwi niczego ci nie powiemy, a wtedy nigdy nie poznasz drogi. Ale może jeśli powiesz nam, dlaczego tak desperacko pragniesz posiąść tę informację, możemy zawrzeć umowę.

Agori Dżungli sam nie mógł do końca uwierzyć w to, co mówi. Jedyne, co musiała zrobić ta istota, to zwiększyć ciśnienie wody, by móc zmiażdżyć ich na papkę, lecz po tak długiej wyprawie i po tylu napotkanych po drodze zagrożeniach, Tarduk miał już dość sztuczek i gróźb. Niezależnie od przyczyny, Władcy Żywiołów pragnęli ich wiedzy i nadszedł najwyższy czas, by Agori to wykorzystali.

- Dlaczego? - spytał Władca Żywiołu. - Ponieważ na końcu drogi czeka moc. Moc dość potężna, by zakończyć wojnę w jedyny słuszny sposób - zwycięstwem jednego z nas.

Tarduk chciał zwrócić uwagę, że Wojna o Rdzeń zakończyła się przed tysiącami lat, kiedy przypomniał sobie słowa Surela: wojna skończyła się dla Agori i żołnierzy, lecz nie dla Władców Żywiołów. Ich nienawiść wciąż płonęła gniewnym ogniem, nawet w wodnych głębinach.

- Nie możemy ci powiedzieć - rzekł Agori Dżungli. - Droga jest zbyt skomplikowana. No wiesz, jeszcze źle skręcisz i, cóż, donikąd nie dojdziesz. Będziemy musieli ci ją pokazać. - Tarduk wstrzymał oddech. Władca Żywiołu Dżungli zdawał się niemal być w stanie odszyfrować ich zamiary. Gdyby temu powiodło się lepiej, będą zgubieni.

Ale Władca Żywiołu Wody nie zaatakował, ani nie okazał gniewu. Może żaden z Władców Żywiołów nie potrafił czytać w ich myślach. Może Władca Dżungli zwyczajnie założył, że żaden Agori nie mógł posiadać takiej wiedzy.

- Doskonale - rzekł Władca Wody. - Ruszycie przodem, a moje wody podążą za wami. Pokażecie mi drogę, a w zamian...

Trzej Agori nigdy się nie dowiedzieli, co Władca miał im do zaoferowania w zamian, gdyż nagle temperatura wody wokół nich zaczęła gwałtownie spadać. Kirbold spojrzał w stronę ujścia rzeki, jego oczy rozszerzyły się. Woda zaczęła zamarzać w zastraszającym tempie, a warstwa lodu kierowała się prosto na nich.

Władca Żywiołu Wody wydał z siebie ryk gniewu i frustracji. Lód znów go odnalazł. Teraz jego umysł musiał opuścić rzekę, lub spotkać się ze śmiercią. Na oczach Agori wodna twarz się rozpłynęła. Jej właściciel uciekł, zostawiając ich samych.

- Lód za szybko się zbliża - jęknął Kirbold. - Nigdy nie dotrzemy na powierzchnię na czas.

- Przepraszam was - rzekł Tarduk. - Naprawdę przepraszam.

Kilka stóp za nimi woda zmieniła się w lodową ścianę. Każda istota, która przypadkiem się tam znalazła, zamarzła na kość. Za chwilę miało się to również stać z trzema Agori.

Część 8[]

Pierwszą rzeczą, jaką poczuł Tarduk, było ciepło, naprawdę mnóstwo ciepła. Nie miało to sensu, przecież ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał, był szybko zbliżający się lód. Drugą rzeczą, którą poczuł, były jego usta pełne piasku. Leżał twarzą w dół. Niemożliwe, żeby piasek pochodził z okolic rzeki, ponieważ nie było go w pobliżu Dormus.

Tarduk z pewną niechęcią podniósł głowę. Był na pustyni, otoczony przez ruiny. Wyglądało to tak, jakby odbyła się tutaj niedawno wielka bitwa.

W końcu wstał na nogi, ale nie mógł utrzymać równowagi przez zawroty głowy. Kiedy minęły, zaczął się rozglądać dookoła. Od razu zauważył Kirbolda i Crotesiusa, nieprzytomnych, ale żywych. Kirbold leżał obok dużego kamienia, na wpół zakopanego. Kiedy Agori Dżungli zobaczył, że głaz jest pokryty pismem, podszedł do niego. Odgarnął piasek i przeczytał: Arena Atero.

Co? - pomyślał. - To nie możliwe. Kiedy wyruszaliśmy na północ, arena była cała, turniej miał się zacząć lada moment. Co ją zniszczyło?

Tarduk zaczął gorączkowo przeszukiwać ziemię, chcąc znaleźć trochę wskazówek. Zobaczył pancerze i bronie Glatorian porozrzucane dookoła. To była oczywista oznaka walki. I jeszcze jedno - tarcza Skrallów, wbita w ziemię jako znak zwycięstwa.

A więc to tak. Skrallowie zaatakowali i zniszczyli Atero. Co teraz? Czy zaatakują wioski? Albo mogą wyruszyć na północ, chcąc zdobyć moc, w miejscu, do którego on podróżował. Tarduk musiał się tego dowiedzieć.

Słowa latały mu w głowie. Jakiś czas temu ktoś powiedział mu "Skała już teraz jest nieugięta. Daj jej moc Wielkich Istot, a żaden świat nie będzie bezpieczny. Ta moc będzie moja, nikogo innego". Ale kto to powiedział, i gdzie?

Miał niejasne wspomnienia bramy, płyty z kamienia i kogoś mówiącego do niego. Potem przeszedł przez bramę i... nagle wszystko wróciło do niego, masa wspomnień zalegająca w jego głowie. Tak, był pod wodą razem z Crotesiusem i Kirboldem. Byli zakładnikami Władcy Żywiołu Wody. Potem woda zaczęła się zamieniać w lód. Władca Wody został zmuszony do ucieczki. Chwilę później pęcherzyki powietrza utrzymujące Agori przy życiu również zniknęły. Mieli jednak zostać zamrożeni na długo przed utonięciem.

Zdesperowani Agori zaczęli płynąć ku brzegowi. Tarduk obrócił się i zobaczył wielki kamień sunący w ich stronę pod wodą. W miarę jak się zbliżał, Tarduk dostrzegł masywną skalną płytę. Ledwo zdążył ją zauważyć, zanim dopłynął do brzegu razem z dwoma Agori. Wylądował twardo na błotnistym brzegu. Znowu się obrócił i zobaczył trzy kamienne filary wystające z wody. Moment później, trójka przyjaciół usłyszała donośny huk, kawałki lodu wyleciały z rzeki. Wielki głaz rozbił nadchodzącą falę mrozu na drobne kawałki

Tarduk wstał. Początkowo myślał, że uderzył o coś głową podczas lądowania. Stał naprzeciw swojego lustrzanego odbicia z kamienia. Ale kiedy posąg przemówił, Tarduk usłyszał nie swój głos, tylko niewątpliwie ton Skrallów.

- Zawróćcie - powiedział duplikat Tarduka. - Nie macie tu czego szukać. Labirynt jest mój, nie wasz.

- Nie zamierzamy ci niczego odbierać - odrzekł Tarduk. - Szukamy tylko odpowiedzi na pytania.

- I niektórzy z nas nawet nie są pewni tych pytań - dodał Crotesius.

Tarduk czekał, aż kamienna postać zagrozi im albo zaatakuje. Nieznajomy jednak tylko kiwnął głową.

- Napotkaliście tutaj wiele niebezpieczeństw, czyż nie? Tęsknicie za swoimi domami.

Tarduk i Crotesius nic nie mówili. Kirbold tylko kiwnął głową.

- W takim razie nie będę wam utrudniał podróży - powiedział Władca Żywiołu Skały, bo kimże innym mógłby być. - Ale ostrzegam was. Skała już teraz jest nieugięta. Daj jej moc Wielkich Istot, a żaden świat nie będzie bezpieczny. Ta moc będzie moja, nikogo innego. Ruszajcie, dowiedzcie się tego, co musicie. Ale niczego nie zabierajcie. I nigdy tu nie wracajcie. - Z tymi słowami kamienny posąg Tarduka rozleciał się w pył.

- Może pora wracać do domu? - odezwał się Crotesius.

- Nie, nie teraz. Nie po tym, co przeżyliśmy - powiedział Tarduk. - Czuję, że jesteśmy blisko.

Trójka Agori długo podróżowała wzdłuż rzeki, czekając na atak kolejnego Władcy Żywiołu. Kilka godzin później dotarli do źródła. Znajdowała się przed nimi masywna brama ozdobiona rzeźbami. Był na niej napis Życzenie Ducha.

Tarduka zamurowało z wrażenia.

- Myślałem, że to tylko legenda.

- Słyszałeś o tym? - spytał Crotesius.

- Czytałem o tym na jednej z rzeźb - odpowiedział Tarduk. - Zgodnie z legendą, każdy, kto przejdzie przez te wrota, może spełnić najdroższe życzenie swojego ducha, czy coś w tym rodzaju. Jeżeli to prawda, możemy dostać się wszędzie, gdzie tylko chcemy, zamiast dalej podróżować pieszo. Warto spróbować.

- Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli inny wybór - powiedział Kirbold. - Nie ma żadnej drogi naokoło. Musimy przejść.

Przygotowawszy się, trzej Agori przeszli pod łukiem. Nastąpił błysk światła, przypływ okropnego, obrzydliwego uczucia i kompletnej ciemności... Tarduk obudził się na piasku. Teraz wszystko nabrało sensu. Łuk nie był jakąś magiczną bramą spełniającą życzenia, to było urządzenie do teleportacji, które zbudowały Wielkie Istoty. Łuk został zaprojektowany w taki sposób, by przeanalizować umysł każdego, kto przechodził pod nim i wysłać go tam, gdzie chciał się dostać. Lub tam, gdzie Wielki Istoty chciały, by się dostał. Trudno było powiedzieć.

Ale dlaczego znalazłem się tu? - zastanawiał się Tarduk. - Chciałem pójść do Labiryntu. Chciałem odpowiedzi. Może Władca Żywiołu Skały miał rację? Może gdzieś w głębi pragnąłem wrócić do domu? Więc tu mnie to wysłało.

Crotesius i Kirbold byli już na nogach, spoglądając w szoku na ruiny Atero dookoła. Tarduk wiedział, że będą chcieli wrócić do swoich wiosek i tak zrobili. Jednak gdy tylko dostrzegł Tesarę, zaczął zmierzać na północ. Musiał. Tym razem przejdzie przez łuk i znajdzie to, czego szukał. Nie zawaha się. Nawet jeśli musiał wyruszyć samotnie, dokończy tę podróż. Tarduk wyruszył rozwikłać zagadkę i wyglądało na to, że nie on jeden. Pytanie bez odpowiedzi wciąż go prześladowało i drwiło z niego. On jednak wiedział, że odkryje sekret i to wkrótce.

Tarduk zwrócił wzrok na północ. Jego przeznaczenie tam tkwiło, wiedział to. I nic nie powstrzyma go przed dotarciem do celu.

Postacie[]


Advertisement